stycznia 09, 2022

Dwumiesięczne denko kosmetyczne (listopad, grudzień '21)

     Czy polska firma może mieć genialne, niczym nie ustępujące koreańskim kosmetyki? Czy w spożywczym dyskoncie można kupić cudowne maski w płachcie? O tym w denku z ostatnich dwóch miesięcy poprzedniego roku.  

Jakoś tak się złożyło, że pod koniec roku nie mogłam się zebrać do tego wpisu, a kosmetyki się piętrzyły w pudełku... Trochę ich się nazbierało, więc czas na minirecenzje:


WŁOSY

1. VENITA Ziołowa henna do włosów. 
Włosy hennuję od bardzo dawna i zwykle jestem wierna jednej marce, bo ma odcień najbardziej zbliżony do mojego naturalnego koloru. Ale z chwilowego braku "mojej" henny, znalazłam Venitę, która do tej pory kojarzyła mi się raczej z henną w kremie (która to henną jest szumnie nazwana, ale jakiś tam jej procent w sobie ma), więc do tego podchodziłam trochę jak pies do jeża. A jednak w składzie jest 100% sproszkowanej Lawsonii. Wygląda jak henna, pachnie jak henna, rozprowadza się jak henna. Odcień po utlenieniu się był ciut ciemniejszy niż zwykle u mnie, do tego za każdym razem chyba miałam ciut więcej przesuszu, ale ostatecznie henna była całkiem zadowalająca. Niewykluczone, że do niej wrócę - na pewno lepiej mi się z nią współpracowało niż z henną od Sattvy. 💛

Indyjska mieszanka do olejowania włosów, zawierająca w sobie oleje roślinne, odrobinę henny oraz ekstrakty zielarskie. Nie ma żadnych silikonów czy innych wypełniaczy. Głównym olejkiem jest kokosowy i na nim opiera się cały kosmetyk. Mimo, że moje włosy kokosowego nie znoszą, w tej mieszance jakoś się z nim dogadują. Zapach tego kosmetyku albo się kocha, albo nienawidzi, bo jest dość intensywny. Dla mnie jest słodkawy, dla niektórych zbyt mocny. Osobiście to moja kolejna butelka i w momencie, gdy opisuję tego malucha, w łazience stoi już kolejna, pełnowymiarowa butelka. 💚💚💚

3. BE BEAUTY Żel aloesowy
Żel kupiony z myślą do używania go jako podkład pod olejowanie. Zmęczyłam do opakowanie i to dosłownie. Moje włosy raczej nie lubią tego typu eksperymentów, były po nim szorstkie i matowe. Jako kosmetyk na skórę może i by się nadal, bo jest dość lekki i ładnie pachnie, choć nie jestem do końca przekonana z jego możliwościami nawilżającymi. W każdym razie po raz kolejny na pewno u mnie nie zagości. 💗

Bardzo lubię aloesową odżywkę z Equilibry. Myślałam, że to będzie coś w podobie, poza tym w składzie znalazłam hydrolizowaną keratynę i proteiny owsa, a moje włosy proteiny uwielbiają. Niestety ta odzywka kompletnie nie spełniła moich oczekiwań. Trochę wygładzała, delikatnie nawilżała, ale raczej poleciłabym ją do niskoporów i do cienkich włosów, aniżeli moich. Była po prostu za lekka i raczej już więcej jej nie kupię.  Jednak nie jest zła - jest po prostu niedobrana do typu włosów. 💛

Bardzo, bardzo dobra maska z olejkiem awokado w środku. Dość prosty skład, maska typowo emolientowa, gęsta z delikatnym zapachem. Ładnie dociąża i wygładza włosy. Zdecydowanie się polubiłyśmy i na pewno jeszcze do niej wrócę. Polecam włosom raczej grubszym oraz średnio i wysokoporowatym. 💚💚💚

CIAŁO

6. YOPE Żel pod prysznic Yunnan Zielona herbata.
Od kiedy odkryłam Yope ich kosmetyki towarzyszą mi nieustannie, a trwa to chyba od trzech lat....Albo czterech. Zawsze w łazience mam refille żelu pod prysznic (Zielona Herbata to mój zapach), mydła i szamponów. Dzięki nim nie mam problemów z przesuszoną skórą, a mój połówek pozbył się problemu łupieżu powstałego przez nadmiernie przesuszoną mocnymi detergentami w szamponach skórę głowy. Czasem robię odskocznię to innych firm, ale po chwili i tak wracam z podkulonym ogonem do Yope. I chyba tak mi już zostanie 💚💚💚

7. DOVE Pampering Body Lotion
Kolejny po Yope kosmetyk, który gości u mnie dość często. Lubię pistacjowo-magnoliowy zapach, lubię wchłanialność i uczucie nawilżenia. Świetnie koi moją skórę po długim wylegiwaniu się w gorącej wodzie, niweluje też pieczenie po goleniu nóg. Uwielbiam. 💚💚💚

8. AVON Perfumowane balsamy do ciała Today i Far Away
Balsamy raczej stosowane w celu przedłużenia zapachu wód toaletowych tych samych linii, aniżeli w kwestii nawilżania. Ale chyba Avon coś zmienił w składzie na przestrzeni lat i to na plus, bo Far Away mam po raz drugi. Pamiętam jak męczyłam pierwszy słoiczek, który piekielnie wysuszał skórę. Obecnie zarówno jeden jak i drugi balsam całkiem przyjemnie ją nawilża, jednak nie jest to taka moc jak w Dove, bo też i oba balsamy są znacznie lżejsze i mniej treściwe. Jednak szybko się wchłaniają i dość długo, przyjemnie pachną. Na randkę, wielkie wyjście, upojną noc - to idealne kosmetyki. 💚

TWARZ

O nim, a także o innych kosmetykach z polskiej firmy Biotaniqe pisałam już nieco szerzej i serdecznie polecam ten artykuł, gdyż sądzę, że firma zasługuje na dużą uwagę. Powtórzę po raz kolejny to samo, co pisałam w artykule: gdybym nie poszukała info, w życiu bym nie pomyślała, że to "nasza" firma, bo zarówno składy jak i wygląd - wszystko przemawiało za tym, że to kolejny brand koreański. 
Płyn micelarny jest świetny. Łagodny, delikatny, łatwo zmywa makijaż, nie podrażnia oczu i lekko nawilża. Zdecydowanie to jeden z tych kosmetyków, do których wrócę - jak tylko skończę kolejny płyn micelarny z Biotaniqe, który teraz u mnie gości (i jest równie dobry). 💚💚💚

10. Seria miniaturowych kosmetyków do pielęgnacji twarzy:
Poza IsnTree o wszystkich już pisałam i warto zajrzeć do odpowiednich artykułów. Z wyżej wymienionych najbardziej przypadły mi do gustu kosmetyki Pyunkang Yul  💚i do ich na pewno wrócę, prawdopodobnie też DHC 💚i Heimish💚. Innisfree💚nadal jest ciekawe i mam do niego sentyment, być może jeszcze wrócę. Toner Green Tea ISNTREE zdecydowanie zasługuje na dłuższe testowanie i osobny artykuł, bo bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. 💚

11. PRIMERA Organience Eye Cream
Miał mieć osobną recenzję, koniec końców uznałam, że nie ma sensu. Jakoś nie urzekł mnie na tyle. W sensie nie jest zły. Jako krem pod oczy sprawdzał się całkiem dobrze. Gęsty, treściwy, dobrze nawilżał. Ale brakowało mu tego czegoś, co wpisałoby go w moje must have. A ten...po prostu był. Nie brakuje mi go, od kiedy się skończył. Gdyby nie jego cena, może zastanowiłabym się nad ponownym kupnem, jednak przy mojej całkiem wypielęgnowanej skórze pod oczami nie zdziałał dodatkowych cudów. Po prostu utrzymał to, co było już wypracowane. Dlatego raczej do niego nie wrócę. 💛 

12. ELIZAVECCA Vitamin C 100% Powder + Vita-Multi Whitening Sauce Serum 
Jak ja się namordowałam z tymi kosmetykami!! Kosmetyki firmy Elizavecca lubię i niejednokrotnie u mnie gościły na blogu (chociażby krem pod oczy, serum czy esencja). Jednak mieszanie proszku, by rozpuścił się w serum (i pamiętanie o odpowiedniej ilości), to chyba nie moja bajka. Puder witaminowy to tak naprawdę małe granulki o bardzo specyficznym, dość ostrym zapachu kwasu askorbinowego, którego ja nie znoszę. Sam puder bardziej przypominał mi po prostu kwasek cytrynowy. Serum było przyjemne, średnio gęste, o neutralnym zapachu, który jednak nie zdołał po wymieszaniu stłumić zapachu proszku. Rozpuszczać ten proszek za bardzo mi się nie chciał, jak do końca się nie rozpuściło to grudki szczypały w twarz i generalnie szybko je sobie odpuściłam. Używałam samego serum, które w zasadzie przyjemnie nawilżało, ale nie widziałam jakichś spektakularnych rezultatów. Był to chyba pierwszy kosmetyk od niepamiętnych czasów, który wyrzuciłam w połowie zużycia. Osobiście nie polecam. Chyba, że samo serum. 💗

13. MEDIHEAL Sheet mask (różne rodzaje)
Wędruje sobie człowiek po Lidlu w ramach codziennego wypadu po bułki i nagle znajduje tam koreańskie maski w płachcie....Ale jakie...!....Miałam już kilka masek z Mediheal i nigdy się na żadnej nie zawiodłam. Zwykle mają dość wygodne, w miarę cienkie bawełniane płachty, mocno nasączone esencją, której spora ilość zostaje w opakowaniu nawet po użyciu płachty. Wszystkie miały ładny, delikatny zapach odpowiadający składnikowi przewodniemu i wszystkie świetnie nawilżały. Oczywiście zależnie od składnika były tam maski odżywcze, rozjaśniające, ujędrniające etc, prawdą jest jednak, że ja używam ich głównie jako nawilżaczy i rozjaśniaczy. I pod tym względem sprawują się fenomenalnie. Dodatkowo były wybitnie tanie, jak na nasze warunki, bo jedna kosztowała niecałe pięć zł. Jeżeli dorwiecie gdzieś stacjonarnie maski Mediheal - bierzcie je bez wahania. 💚💚💚

MAKIJAŻ

14. HEAN Dip Liner 
Brat eyelinera Glam, który bardzo mi przypadł do gustu (i szalenie go polecam). Dip Liner to eyeliner w słoiczku. Jego ogromną zaletą jest pojemność, sprawiająca, że ciężko go zużyć, cena  w stosunku do pojemności (jest naprawdę tani) oraz precyzyjny pędzelek zamiast filcowej końcówki (której w eyelinerach nie znoszę). Ma ładny czarny kolor i dość długo utrzymuje się na powiece. Dzięki cienkiemu pędzelkowi można wyrysować bardzo precyzyjną kreskę i dziwię się, że tak mało było o nich słychać na urodowych jutubach. Uważam, że zaraz po Glam jest to jeden z najlepszych eyelinerów w tej półce cenowej, prześciga nawet mojego ulubieńca z Eveline. Zdecydowanie do niego wrócę, jak tylko dorwę szafę Hean. Jeszcze jakby go produkowali w brązie, to już w ogóle by była pełnia szczęścia. 💚💚💚

15. WIBO Extravaganza. Tusz do rzęs. 
Albo mi się trafił felerny egzemplarz, albo tusz miał tego pecha, że wypróbowałam go po Burlesce - innym tuszu od Wibo, który obecnie jest moim numerem jeden. Extravaganza miała silikonową szczoteczkę, zwężoną pośrodku, by móc wyprofilować ładnie rzęsy. Mimo, ze wyciągnęłam tusz gdzieś z tyłu półki drogeryjnej, podejrzanie szybko mi wysechł, zresztą już od momentu otwarcia wydawał się jakiś dziwnie tępawy i gęsty. To sprawiło, że kompletnie się nie polubiliśmy, nie widziałam wydłużenia i pogrubienia. Plusem było to, że się nie osypał. Jednak jak większość moich tuszy naprawdę długo się trzyma (wyciągnęłam po prawie roku zapomniany Lovely Pump Up, który nadal świetnie maluje), tak ten powędrował do kosza po miesiącu. Raczej do niego nie wrócę. 💛

16. TONY MOLY Lovely Brow Eyepencil Nr. 06 Latte
Koreańskie kredki do brwi po prostu uwielbiam, do tej też nie mam żadnych zastrzeżeń. To kredka automatyczna, z cienkim rysikiem i cudownie miękką spiralką, która nie wydrapuje koloru z brwi. W kredkach europejskich jeszcze się nie spotkałam z tak miękką spiralką, więc opakowanie ze mną zostaje właśnie z tego względu... Sama kredka rysuje precyzyjnie, utrzymuje się długo, jest dość miękka, ale nie woskowa. Pamiętam, że był bardzo duży wybór kolorów. Ja wybrałam na chybił trafił sugerując się nazwą, jednak kolor to taki ciepły brąz, trącający nieco mleczną czekoladą, więc dla mnie ciut za ciemny. Mimo wszystko używałam tej kredki z ogromną przyjemnością i z chęcią wrócę do niej po raz kolejny 💚💚💚


Ufff i całe denko zrobione. Jak zwykle dużo pielęgnacji, znacznie mniej kolorówki, choć odnośnie tej ostatniej - pojawiają się osobne artykuły po sprzątaniu szafy - ot choćby tu.
   
Znaleźliście coś znajomego w denku? Jak wam się sprawdziły te kosmetyki? Piszcie śmiało w  komentarzach. 


Brak komentarzy: