grudnia 29, 2021
Czyściec kolorowych kosmetyków cz.1 (makijaż twarzy)
Koniec roku to doskonały moment na przewietrzenie kosmetycznej szafy. To kolejne wietrzenie - jedno miało miejsce ponad rok temu, kiedy postanowiłam pozbyć się nieużywanych palet cieni.
Dziś będzie nieco więcej, bo postanowiłam wykosić wszystko to, czego już dłuższy czas nie uzywam, lub jest przeterminowane....A po porządkach okazało się, że jak na osobę nie zajmującą się zawodowo malowaniem siebie i innych, naprawdę mam tego za dużo.
W związku z tym, że chciałabym również zostawić mini recenzje, myślę, że ów temat pociągnie się przez dwa, a nawet i trzy artykuły.
Temat otwierają kosmetyki do
makijażu twarzy
1. EVELINE COSMETICS - Mgiełka do twarzy - kwas hialuronowy i woda kokosowa
Uwielbiałam ją do wykończenia makijażu. Kiedy już opanowałam odpowiedni styl spryskiwania (nieuważnie pryskając, dawało zbyt duże krople), mgiełka nie dość, że ładnie utrwalała makijaż, to nadawała mu jeszcze końcowego glow. Nie jestem fanką matowych makijaży, więc to wykończenie było idealne. Niestety jej czas się już skończył, więc pora do kosza. Ale być może zdecyduję się jeszcze na kolejną sztukę...
2. VDL - Lumilayer Primer
Baza pod podkład, którą zakupiłam po raz kolejny. Pierwsza sztuka, którą otrzymałam chyba w jakimś subskrypcyjnym boxie, mnie zachwyciła - dlatego zdecydowałam się na kolejne opakowanie.
Baza ma perłowe wykończenie, sprawiając, że nawet najbardziej matowy podkład zamienia się w satynę. Jest lekka, ma konsystencję mleczka do twarzy i ładnie pachnie. Mimo zachwytu nad pierwszą sztuką - drugi egzemplarz jakoś mi nie zagrał. Przy pierwszym każdy podkład bez problemu działał, baza przedłużała też jego trwanie. Przy drugim już tak różowo nie było. Może to kwestia zmiany pielęgnacyjnych nawyków?...
3. ARITAUM - Pore Master. Sebum Control.
Baza o żelowej konsystencji, która miała matowić. Przeznaczona głównie do cery przetłuszczającej się, według producenta miała również minimalizować widoczność porów. Pachnie świeżo, szybko się wchłania, ładnie matowi na pewien czas, jednak zauważyłam, że nieco wysuszyła mi skórę. Dlatego wędruje dalej.
4. BELL HYPOALLERGENIC - Anti Redness Primer
W zasadzie to był zamiennik świetnej bazy od Ingrid, którą miałam wcześniej. Niestety, kiedy tamta była mi potrzebna - stała się jednocześnie nieuchwytną w drogeriach. Poszukałam zamiennika i trafiło na BELL.
Czy sobie radzi? Na pewno genialnie wyrównuje koloryt skóry, czasem też znacznie ją rozjaśnia. Czasem zauważalnie rozjaśniała twarz o co najmniej ton - i na tym polu kosmetyk naprawdę świetnie sobie radzi. Jednak - niestety - po użyciu tej bazy wyskakują mi niespodzianki - więc wolę używać normalnego podkładu, niż co chwilę męczyć się z dodatkami na skórze. Zwłaszcza, że baza jakoś szaleńczo nie przedłuża trwałości podkładów. Mało tego, mam wrażenie, że przez nią się znacznie szybciej wyświecają. Dlatego wędruje dalej.
5. VUE DE PULANG - Blur Stick.
A to już sztyft, który ma za zadanie wygładzić skórę, ukryć pory, delikatnie zmatowić i przedłużyć trwałość. Rzeczywiście wygładza i daje efekt tzw: PhotoShopa. Mam wrażenie, że to efekt silikonów, które są wyczuwalne, ale nie mają tej śliskości, jak to zwykle bywa. Stick ma dość gęstą i tępawą konsystencję, w jakiś sposób przypomina mi antyperspiranty w sztyfcie. Mimo to sztyft jakoś nie dogaduje się z moimi podkładami, sprawiając, że warzą się one w miejscach, gdzie nałożyłam tą bazę. Dlatego oddaję go dalej.
6. GOSH Contour'n Strobe Kit. 001 Light
Ta paletka do konturowania leży już jakiś czas u mnie nieużywana i czas chyba się z nią pożegnać. Zawiera bardzo delikatny, wręcz satynowy rozświetlacz, równie delikatny róż, który jest dla mnie zbyt słabo napigmentowany i dwa brązery o zrównoważonej ciepłocie. Jeden jest matowy a drugi zawiera złote drobinki.
Był moment, że paletki używałam dość często, jednak od pewnego czasu jest dla mnie zbyt delikatna i za słabo napigmentowana. Wędruje dalej.
7. WIBO Brązer do twarzy Sweet Coffee
W zasadzie jakoś nie szczególnie umiem w konturowanie, dlatego postanowiłam sobie kupić delikatny brązer.
Ten kolor jest aż za bardzo delikatny. Myślę, ze sprawdzi się totalnym bladziochom. U mnie, gdzie wcale nie uważam, żebym miała śniadą cerę, po prostu gdzieś zanika na skórze i wcale go nie widzę - dlatego robi out z mojej szafy.
8. NAM Brązer do twarzy Warm Nude
To kolejny brązer, którym umyśliłam sobie ćwiczyć konturowanie. W zasadzie nie mam do niego żadnych zarzutów: ładnie się blenduje, ma dobry, zrównoważony brąz o dość matowym wykończeniu i ładnie się utrzymuje - tyle, że ja po prostu brązerów na co dzień nie używam. Nie ma więc sensu go trzymać, może ktoś inny zrobi z niego większy użytek. Praktycznie nówka sztuka - leci w świat.
9. KIKO MILANO - Róż nr 06
Przepiękny, satynowy odcień ciepłego, koralowego różu, który świetnie utrzymuje się na policzkach i ładnie nadaje kolorytu. Jednak niestety przegrywa z moimi różami Bourjois, których używam na co dzień. Szkoda, żeby się marnował, więc trafi w bardziej potrzebujące dłonie.
10. SHISEIDO - Majolica Majorca. Puff the Cheek. Strawberry
To mój ukochany róż i jeśli będę robić jakieś zamówienia na YesStyle - zamówię następny. Żałuję, że Shiseido nie puściło serii Majolica Majorca na Europę - są w niej naprawdę świetne kosmetyki kolorowe. Ten róż, a właściwie różo - rozświetlacz ma cudowny, świeży różowy kolor z delikatnym, ale jednocześnie bardzo naturalnym blaskiem. Na uwagę zasługuje też trochę retro metalowe opakowanie z puszkiem w środku. Sam kosmetyk nadawał pięknego blasku i świeżości policzkom, długo się tez utrzymywał. Bardzo, bardzo żałuję, że mi się skończył.
11. ESSENCE - Silky Touch Blush. Adorable.
To chyba jeden z pierwszych moich róży. Jest matowy, bardzo delikatny i różowiutki. Na początku, kiedy jeszcze nie do końca umiałam się posługiwać różami, sprawdzał się doskonale. Po latach uważam jednak, że jego pigmentacja jest zbyt delikatna jak na moje potrzeby.
12. LOVELY Natural Beauty Blusher
Kupiłam go na wyjeździe, kiedy zapomniałam swojego egzemplarza. Był tani i ma ładny, różowy kolor, jest też raczej satynowo - matowy. Jednak też należy do tych bardzo delikatnych w barwie. A takich już nie potrzebuję. Wędruje dalej.
13. REVOLUTION Liquid highlighter
Płynny rozświetlacz do twarzy o chłodnym odcieniu. Dostałam go chyba kiedyś od Ingi z bloga BlackLiner i tak sobie u mnie przebywał...Inga ostrzegała, że on raczej średnio dogaduje się z podkładami i niestety to prawda. Ma jakąś dziwną, tłustawą konsystencję po rozprowadzeniu, sprawiającą, że podkłady nie wyglądają na nim korzystnie. Jak do tej pory się nie polubiliśmy - to chyba już się nie polubimy.
14. LOVELY Make me Highlight
Kolejny rozświetlacz w płynie - stworzony chyba we współpracy z Gosią Smelcerz z kanału House Of Makeup. To zupełne przeciwieństwo rozświetlacza Revolution. Ma piękne wykończenie, bez problemu współgra z podkładami, wygląda świeżo i spełnia swoją funkcję. Jeżeli ktoś lubi płynne rozświetlacze, koniecznie musi ten wypróbować. Ja oddaję go dalej - nie jestem przyzwyczajona do nakładania rozświetlacza pod podkład.
15. C - TIVE Highlighter
Japońskie rozświetlacze, które również dostałam kiedyś w boxie subskrypcyjnym. Mają dwa kolory: jeden ma chłodny, mroźny kolor, drugi jest raczej do ciepłego kolorytu cery, mając szampański odcień. Początkowo byłam nimi zachwycona, ale z biegiem czasu...Za słabe. Po prostu. Blask jest bardzo delikatny, wręcz satynowy. Jeżeli ktoś lubi takie delikatne rozświetlacze, na pewno polubi się z nimi, ja wolę coś bardziej wyrazistego.
16. SKINFOOD Peach Sake Silky Finish Powder
To chyba był jeden z pierwszych koreańskich kosmetyków do makijażu i pudełko zostawiłam sobie na pamiątkę - ale chyba czas przestać chomikować. Puder był bardzo miałki i drobniusieńko zmielony, do tego miał obłędnie świeży zapach bawełny. Nie matowił, raczej utrwalał, pozostawiając delikatny glow. Jego minusem było to, że delikatnie bielił - choć mógł to być efekt wymogu rynku koreańskiego, gdzie królują wybielające kosmetyki. Kolejny po Shisheido kosmetyk z puszkiem oraz gustownym, plastikowo - kartonowym opakowaniem. Niestety, ku mojej boleści, został wycofany z obiegu i zamieniono go na jakiś puder w paskudnym, plastikowo - różowym pudełku.
17. BELL. Secret Garden. Beauty Finish Garden. (No. 01)
Puder w kamieniu mający ciekawą właściwość wyrównania kolorytu skóry, dzięki różnym kolorom w sobie zawartym. Niestety nie matowi zbyt długo i w zasadzie moje podkłady się z nim nie lubią. Mam wrażenie, że się mocno ciastkują, a jak jakimś cudem się nie warzą, to puder mocno i szybko się wyświeca. Nie dla mnie.
18. BOURJOIS Healthy balance (nr 52)
W zasadzie jest to świetny puder i dość długo go używałam - póki nie ogarnęłam, że właściwie jest dla mnie za ciemny (ogrywałam go za jasnym podkładem), do tego bardzo matowi skórę, a ja nie przepadam od jakiegoś czasu za tym efektem. Jednak jeżeli ktoś poszukuje takiego właśnie wykończenia - zdecydowanie powinien go wypróbować. To jeden z lepszych pudrów w kamieniu, jakie miałam.
19. DR. JART+ - BB Dis-A-Pore
Krem bb polecony mi w odpowiedzi na pytanie o krem bb, który nie będzie miał mocnego błysku.
No cóż ten poszedł w drugą stronę. Jest dla mnie zbyt matowy, co sprawia, że moja skóra wygląda jak papier. Świetny, jasny kolor o ciepłym kolorycie (bardzo zbliżony do Healthy mix 52). Utrzymuje się długo, ładnie wyrównuje koloryt cery i do tego ją pielęgnuje. Ale ten efekt papierowej skóry....Miałam kilka podejść, jednak chyba nie nadajemy na tych samych falach niestety.
To tyle jeśli chodzi o sprzątanie w kolorówce.
Robicie czasem takie sprzątanie kosmetyczek? A może jesteście minimalistami i nie potrzebujecie takich porządków? Podzielcie się w komentarzach.
Brak komentarzy: