października 09, 2021
Kontrola włosingu i moja aktualna pielęgnacja. Odżywki i maski.
W poście rozpoczynającym tę serię przedstawiłam Wam szampony, których aktualnie używam. Dziś przyszedł czas na nieco obszerniejszą część - maski i odżywki. Łączę je w jednym poście, bo nie ma to dla mnie znaczenia, czy są mniej, czy bardziej gęste. Używam ich tak samo często, nie bawię się w rozdzielenie typu "raz na tydzień, raz na miesiąc". Jak mi akurat wejdą pod rękę, to używam.
1. CHANTAL Lime &Lemongrass. Maska dodająca objętości.
Tania maska w ogromnym, litrowym pudełku. Kupiłam ją na szybko i nie wiem, co mnie podkusiło, bo już ją tak chyba z rok męczę. Niestety w tym przypadku cena równa się jakości, przynajmniej jeśli o moje włosy chodzi. Jest gęsta, pachnie odświeżająco, cytrynowo...I na tym kończą się pozytywy. W zasadzie na moich włosach nie robi nic, może tylko trochę je wygładza. Ale to raczej zasługa silikonów w niej zawartych. Nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia i raczej nie kupię już jej ponownie. Jeżeli ktoś lubi osławione Kallosy - to może i z tą maską się polubi. 💗
2. RECEPTURY BABUSZKI AGAFII Drożdżowa maska do włosów
Maska bardzo często przewijająca się na forach włosomaniaczek, jako ta ograniczająca wypadanie włosów, bezsilikonowa i emolientowo - proteinowa. Często proponowana jako maska myjąca w procedurze OMO. Byłam jej bardzo ciekawa, ale teraz to kolejna maska, którą po prostu męczę, a jej dużym minusem dla mnie osobiście jest zapach. Wiem, że drożdże pachną specyficznie i mi nigdy nie przeszkadzał zapach zaczynu drożdżowego, ale ta maska zapachem przypomina mi stare, przepocone skarpety. Co gorsza, ten zapach utrzymuje się na włosach i ciężko mi go znieść. Do tego również nie zauważyłam szaleńczego działania, więc po tym, jak już jakimś cudem ją zmęczę, więcej do niej raczej nie wrócę. 💗
3. GARNIER FRUCTIS Watermelon Hair Food
Maski z tej serii bardzo często w swoim czasie gościły u mnie, chociaż zwykle była to bananowa i swoim czasie przewijała się w denku co miesiąc . Tym razem skusiłam się na melonową, choć znałam już opinie, że jest znacznie lżejsza od bananowej. Ta ma rewitalizować włosy- cokolwiek producent miał na myśli. Bardzo ładny, świeży zapach melona, gęsta formuła i przyjazne użycie sprawia, że stosuję ją z przyjemnością. Maska lekko nawilża włosy, jednak do mojej ulubienicy bananowej trochę jej jeszcze brakuje. Mimo wszystko chętnie ją kupię ponownie.💛
4. GARNIER FRUCTIS Goodbye Damage
Maska odbudowująca włosy z olejkiem z amli. Piękny, owocowy, tropikalny zapach, utrzymujący się dość długo na włosach, gęsta konsystencja i proteinowo - emolientowy skład sprawia, że ją po prostu lubię. W składzie nie widzę silikonów, ale za to jest parafina, której po prostu nie lubię. No ale skoro to na włosy, a nie na skórę, to jakoś tak bardzo mi nie przeszkadza. W każdym razie maska ładnie dociąża włosy, sprawia, że ładnie się nabłyszczają i rozczesują. Na pewno kupię ją ponownie. 💚
5. STELLA SEED Ahalo Butter. Odżywka nawilżająca.
Moje ostatnie odkrycie pochodzące z Japonii, a kupione w Hebe. Bardzo długi skład złożony z ekstraktów, maseł roślinnych i olejków, przyjemna konsystencja, wygodna butelka z pompką. Pachnie delikatnie, kwiatowo, świeżo. moje włosy zdecydowanie ją polubiły, wglądają po niej bardzo ładnie, błyszcząco. Zdecydowanie nie jest to ostatni raz, kiedy po nią sięgam.💚
6. MRS. POTTER'S Triple grain. Odżywka regenerująca.
Kosmetyki tej firmy znam od dawna, jednak częściej są spotykane w osiedlowych sklepikach niż gdzieś w drogerii. A szkoda. Są relatywnie tanie, a mają bardzo dobrą jakość i zawsze, kiedy gdzieś je znajdę, to od razu kupuję. Odżywka jest w wygodnej butelce z pompką. W składzie zajdziemy masło shea, jojoba, olej kokosowy, kilka ekstraktów roślinnych oraz proteiny. Ma dość słodkawy zapach gardenii, raczej należący do tych intensywniejszych, ale akurat ja bardzo lubię ten typ zapachów. Jest gęsta, nie spływa, a włosy po niej są ekstra gładkie, lśniące i pachnące. Zdecydowanie uwielbiam i jak wrócę do miasteczka, w którym ją kupiłam, zaopatrzę się z pewnością w kolejne opakowania. 💚💚
7. DR. SANTE Aloe Vera. Balsam odbudowujący.
Po aloesowej masce firmy Equilibria chciałam spróbować kolejnej, ale ta już nie zrobiła na miększego wrażenia. Balsam jest typowo proteinowy, w składzie ma keratynę, proteiny zbożowe i sok aloesowy. Ze względu na proteiny myślałam, ze będzie nieźle działać, aloes moje włosy też lubią. Jednak nie, odżywka jakoś tak przechodzi bez echa. Może lepiej się sprawdzi na bardziej delikatnych włosach, u mnie po prostu jest. Zapach bardzo leciutki, prawie niewyczuwalny, średniogęsta konsystencja. Szału nie ma....Ale w sumie nie jest też zła. Dam jej jeszcze szansę. 💛
8. SCHWARZKOPF Nature Box. Odżywka w sprayu z olejkiem awokado.
Co mnie podkusiło, żeby to kupić....A, no tak. Zielone opakowanie. Odżywka jest bardzo lekka, z wygodnym dozowaniem dzięki aerozolowi. Jednak na tym kończą się jej pozytywy. Jest po prostu za lekka. Gdybym chciała ją stosować samą sobie, chyba nie rozplątałabym moich włosów. Wydaje mi się, że dużo bardziej będą z niej zadowolone osoby, które mają cienkie i dość delikatne włosy, bo u mnie ona kompletnie nie działa. Chyba zużyję ją w jakiś inny sposób, albo podaruję którejś z moich siostrzenic💗
9. SCHWARZKOPF Nature Box. Maska odżywcza z olejkiem awokado.
A to kompletne przeciwieństwo. Maska z tej samej serii co poprzedniczka. Tutaj mam zdecydowanie inne uczucia, bo ją po prostu kocham. Gęsta, bardzo delikatnie pachnąca, odżywcza i nawilżająca. Dociąża, ułatwia rozczesywanie i nabłyszcza. Jedna z lepszych masek z tej serii i na pewno do niej wrócę. 💚
10. SCHWARZKOPF Nature Box. Odżywka do włosów farbowanych z olejkiem z granatu.
Czemu do włosów farbowanych, skoro nie farbuję (henna to nie farba, bo i tak mam rudy kolor na łbie od urodzenia 😇)? Bo była w promocji 50 %. Czy warto było? Jakoś nieszczególnie. Ciężko mi sprawdzić działanie na przedłużenie koloru, skoro tego innego koloru nie ma, a sama odżywka...Na pewno ładnie pachnie i jest gęsta. Ale nie zrobiła na mnie wrażenia a i włosy po niej nie są jakoś szczególnie odżywione. Raczej się nie polubimy. 💛
11. HESH Neem
Sproszkowane zioła Neem indyjskiej firmy Hesh zagościły u mnie jakiś czas temu. Początkowo miały służyć jako odżywka, ale mieszanie tego z wodą i bawienie się w małego chemika zwyczajnie mnie zniechęcało. Przeznaczone są do problemów skórnych, więc jeśli ktoś ma problem z łupieżem, wysypką - i do tego krótkie włosy, to jak najbardziej polecam. Przy długich włosach jest to mało efektywne. Jednak zioła świetnie sprawdzają się jako zakwaszacz do henny i tu z lubością ich używam. Jedyne o czym należy pamiętać, to żeby to nie spłynęło czasem na usta, bo jest piekielnie gorzkie. 💚
12. HESH Kapoor Kahli
Kolejny kosmetyk (o nim i poprzednim jest znacznie szerzej w tym poście) w proszku z Indii, którego skład to 100% sproszkowanej rośliny Hedychium Spicatum. Ma ciekawy, lekko imbirowy zapach (polska nazwa, z którą się spotkałam to imbir perfumowy. Nawet by się zgadzało). Jest to odżywka, która odbudowuje włosy, sprawia, że są grubsze, miękkie i lśniące. Niestety, nie używam tego na tyle często, by to potwierdzić, bo zwyczajnie jest to bardzo nieekonomiczne. Całe opakowanie, wystarczyłoby mi może na trzy razy....Ale za to chętnie stosuję na skórę głowy, jeśli zauważam jakieś zmiany chorobowe, bo w ekspresowym tempie odżywka to leczy. Żałuję, że 50g nie jest najtańsze - kosztuje koło 20 zł, bo z chęcią używałabym częściej na całych włosach, ale cóż...W każdym razie Kapoor Kahli jest u mnie dość częstym gościem i na pewno z niej nie zrezygnuję. 💚
To druga część moich kosmetyków włosowych. A Wy macie swoich ulubieńców?
Brak komentarzy: