sierpnia 01, 2019
Trio pielęgnacyjne pod oczy
Skóra pod oczami stanowi tak newralgiczny punkt, że nie dbanie o nią od najwcześniejszych lat niesie ze sobą opłakane skutki.
Bardzo wcześnie pojawiają się zmarszczki w kącikach oczu, tak zwane "kurze łapki", a potem zwykłe zmarszczki. Do tego, przez to, ze jest tak cienka może bardzo szybko się przesuszyć, a wtedy żaden korektor nie pomoże. Dlatego uważam, że nawet jeżeli nie masz mentalności dbania o skórę, korzystając z osławionych "dziesięciu kroków", pielęgnacja okolic oczu powinna być Twoim nawykiem i obowiązkiem od najwcześniejszych, nawet nastoletnich lat.
Ja sama właśnie należę do tych osób, które w wieku lat dwudziestu uważały, że nie ma sensu dbania o skórę wokół oczu, ewentualnie pakowałam tam kremy przeznaczone do twarzy - które w większości są za ciężkie. Ale po przekroczeniu trzydziestki wzięłam się w garść. Przetestowałam od tego czasu sporo kremów - jednym z moich ulubionych jest MIZON, o którym pisałam tutaj.
Pierwszym gagatkiem o którym napiszę jest ELIZAVECCA Gold CF - Nest White Bomb Eye Cream.
Opakowany w estetyczną tubkę z aplikatorem, o pojemności 30 ml krem ma lekką i delikatnie pachnącą konsystencję. Jego głównym składnikiem aktywnym jest zupełna nowość dla mnie - ekstrakt z ptasich gniazd, niacyniamid i adenozynę, co ma działać ujędrniająco, nawilżająco i przeciwzmarszczkowo. Z tymi ptasimi gniazdami to trochę śmieszna sprawa, bo kojarzyło mi się to zawsze z gniazdami zbudowanymi z patyków. Jednak kiedy się doczytałam, że do gniazda salangan zielonawych z rodziny jerzykowatych - to już trochę rozjaśniło mi w głowie. Nie wiem, czy widzieliście kiedykolwiek gniazda jaskółek, są bardzo grudkowate i wyglądają jak nierówny beton. Co prawda salanganom bliżej do jerzyków niż jaskółek, ale wnioskuję, że gniazda mogą być podobnie budowane, a ptaki do sklejenia używają swojej śliny, w której znajdują się aminokwasy, potas, wapń czy żelazo. I to z tego właśnie jest pobierany ekstrakt kosmetyczny.
SKŁAD: Swiftlet Nest extract (30%), water, glycerin, cetyl ethyl hexanoate, cetearyl alcohol, helianthus annus seed oil, dimethicone, pentaerythrityl distearate, niacyniamide, glyceryl stearate, hydrogenated polyisobutene, 1,2 - hexanediol, behenyl alcohol, glycine soya sterols, hydrogenated lecithin, triethanolamine, caprylyl glycol, carbomer, polyglyceryl - 10 distearate, butylene glycol, simmondsia chinensis seed oil, macadamia ternnifolia seed oil, vitis vinifera seed oil, olea europaea fruit oil, illicium verum fruit extract, fragrance, adenosine, hydroxypropyl bislauramine MEA, magnifera indica seed butter, butyrospermum parkii butter, honey extract, actinidia chinensis fruit extract, ribes nigrum fruit extract, glycine soya oil, anemarhena asphodeloides root extract, gold (2ppm), bixa orellana seed oil, tocopherol.
Proszę Państwa, czy możemy chwilę zatrzymać się przy składzie? Bo Elizavecca jest tanią i baaaaardzo niedocenianą firmą. Spójrzcie na ten skład 💖 Oprócz całego mnóstwa emolientów i humektantów, czyli typowych nawilżaczy (wyciąg ze słonecznika, winogron, macadamii, jojoby, oliwki, anyżku, mango, kiwi, porzeczki czarnej, soi, arnoty czy anemarheny mamy też złoto, wyciąg z gniazd czy masło shea.
Krem wchłania się szybko, nie ma problemu z nałożeniem na niego korektora, czy generalnie makijażu. Jest bardzo lekki i w mojej opinii bardzo dobrze nawilża okolice oczu. Do tego nie pojawiają mi się nowe zmarszczki, ale tu mogę wynik podzielić między niego a pozostałe dwa kosmetyki. Jeśli chodzi o lekki, poranny krem pod oczy - polecam.
Bez płatków hydrożelowych od jakiegoś czasu nie mogę się obejść. I po krótkiej zdradzie z Farm Stay (tutaj), wróciłam do PETITFEE. Już miałam jedne płatki, które są przegenialne, tym razem postanowiłam wypróbować Black Pearl & Gold Hydrogel Eye Patch.
Płatki żelowe to coś, czego nie potrafie już sobie odmówić w pielęgnacji. Co prawda ja używam wieczorem, bo mi wygodniej, ale jeżeli ktoś z Was boryka się co rano z opuchlizną oczu i głębokimi cieniami - zdecydowanie powinien się z nimi zaznajomić.
W opakowaniu jest 60 płatków w formie łezki, co powinno wystarczyć na 30 dni, ponieważ używa się je raz dziennie. Mają bardzo przyjemny, kwiatowy i lekki zapach i zamoczone są w esencji, więc nakładając je pod oczy od razu u mnie występuje efekt chłodzenia. pod oczami zostawiam je koło dwudziestu minut, a efektem jest zdrowo napięta skóra, zanik obrzęku oraz "wyprasowanie" drobnych zmarszczek.
SKŁAD: water, glycerin, calcium chloride, butylene glycol, ceratonia siliqua gum, xanthan gum, chondrus crispus powder, ethyl hexanediol, citrus grandis seed extract, bambusa textilis stem extract, pinus palustris leaf extract, PEG- 60 hydrogenated castor oil, scutellaria baikalensis root extract, camellia sinensis leaf extract, houttuynia cordata extract, artemisia vulgaris extract, citrus junos fruit extract, 1,2 - hexanediol, caprylyl glycol, phenoxyethanol, methylparaben, chlorphenesin, fragrance, synthetic fluorphlogopite, titanium dioxide (Cl77891), Cl77491, Peat water, alcohol, sodium hyaluronate, cucumis sativus fruit extract, rosa centifolia flower extract, chamaecyparis obtusa water, aloe barbadensis leaf extract, gold 0,0001%, betaine, allantoin, disodium EDTA, mineral oil.
Płatki żelowe to coś, czego nie potrafie już sobie odmówić w pielęgnacji. Co prawda ja używam wieczorem, bo mi wygodniej, ale jeżeli ktoś z Was boryka się co rano z opuchlizną oczu i głębokimi cieniami - zdecydowanie powinien się z nimi zaznajomić.
W opakowaniu jest 60 płatków w formie łezki, co powinno wystarczyć na 30 dni, ponieważ używa się je raz dziennie. Mają bardzo przyjemny, kwiatowy i lekki zapach i zamoczone są w esencji, więc nakładając je pod oczy od razu u mnie występuje efekt chłodzenia. pod oczami zostawiam je koło dwudziestu minut, a efektem jest zdrowo napięta skóra, zanik obrzęku oraz "wyprasowanie" drobnych zmarszczek.
SKŁAD: water, glycerin, calcium chloride, butylene glycol, ceratonia siliqua gum, xanthan gum, chondrus crispus powder, ethyl hexanediol, citrus grandis seed extract, bambusa textilis stem extract, pinus palustris leaf extract, PEG- 60 hydrogenated castor oil, scutellaria baikalensis root extract, camellia sinensis leaf extract, houttuynia cordata extract, artemisia vulgaris extract, citrus junos fruit extract, 1,2 - hexanediol, caprylyl glycol, phenoxyethanol, methylparaben, chlorphenesin, fragrance, synthetic fluorphlogopite, titanium dioxide (Cl77891), Cl77491, Peat water, alcohol, sodium hyaluronate, cucumis sativus fruit extract, rosa centifolia flower extract, chamaecyparis obtusa water, aloe barbadensis leaf extract, gold 0,0001%, betaine, allantoin, disodium EDTA, mineral oil.
Skład całkiem niezły, jak zwykle w koreańskich kosmetykach jest sporo ekstraktów roślinnych. Wiem, że może być ich tyle, co kot napłakał, ale w przeciwieństwie do wielu europejskich kosmetyków z tej półki cenowej zawierających wypełniacze - one tam SĄ.
Oczywiście skoro je opisuję w takich superlatywach, to również jak najbardziej polecam.
Trzecim kosmetykiem, towarzyszącym mi w pielęgnacji jest krem HANUYL Baek Hwa Goh Eye Cream. Jest to już krem z nieco wyższej półki cenowej, którego stosuję w wieczornej pielęgnacji. Jest znacznie gęstszy i bardziej odżywczy niż Elizavecca, ma lekko różowawy kolor, delikatny zapach, a producent w opakowaniu dołącza jeszcze ulotkę i szpatułkę. Krem jest w słoiczku o pojemności 25 ml. Kosmetyk przeznaczony jest już do trochę dojrzalszej cery, ma za zadanie powstrzymywać powstawanie zmarszczek, nawilżać, odżywiać i ujędrniać delikatną skórę wokół oczu.
SKŁAD: cosdna
Nie wiedzieć czemu nie ma anglojęzycznego składu na pudełku i (o dziwo) na ulotce także nie, mimo umieszczenia informacji o całej linii pielęgnacyjnej po angielsku. Jest szansa, że ten skłąd zapisany jest po koreańsku, ale dla klientów, którzy tym językiem nie władają jest to pewna niedogodność.
Krem zakupiłam z polecenia i nie jest wcale zły, jednak ze wszystkich trzech kosmetyków ten jest jedynym, do którego raczej nie wrócę. Nie ma jakiegoś cudownego działania, ot nawilża, napina i rzeczywiście nowych zmarszczek nie przybywa, ale za cenę prawie 42 $ na jolse spodziewałam się znacznie więcej, bo tego typu działanie (i szczerze rzecz biorąc nieco lepszy dla mnie skład) dawał mi też dwa razy tańszy Innisfree Jeju orchid eye cream. Być może dla osoby, która go polecała jest naprawdę złotym środkiem, poniewaz wspominała, że świetnie spłycił jej cienie i ogarnął obrzęki - ja nie mam problemów na co dzień ani z jednym, ani z drugim, po prostu potrzebowałam czegoś do cery dojrzałej. Podsumowując - jest dobry, ale za tą cenę...ciut za mało dobry :)
Tak właśnie przedstawia się moje trio pod oczy. A jak to jest u Was?
Oczywiście skoro je opisuję w takich superlatywach, to również jak najbardziej polecam.
Trzecim kosmetykiem, towarzyszącym mi w pielęgnacji jest krem HANUYL Baek Hwa Goh Eye Cream. Jest to już krem z nieco wyższej półki cenowej, którego stosuję w wieczornej pielęgnacji. Jest znacznie gęstszy i bardziej odżywczy niż Elizavecca, ma lekko różowawy kolor, delikatny zapach, a producent w opakowaniu dołącza jeszcze ulotkę i szpatułkę. Krem jest w słoiczku o pojemności 25 ml. Kosmetyk przeznaczony jest już do trochę dojrzalszej cery, ma za zadanie powstrzymywać powstawanie zmarszczek, nawilżać, odżywiać i ujędrniać delikatną skórę wokół oczu.
SKŁAD: cosdna
Nie wiedzieć czemu nie ma anglojęzycznego składu na pudełku i (o dziwo) na ulotce także nie, mimo umieszczenia informacji o całej linii pielęgnacyjnej po angielsku. Jest szansa, że ten skłąd zapisany jest po koreańsku, ale dla klientów, którzy tym językiem nie władają jest to pewna niedogodność.
Krem zakupiłam z polecenia i nie jest wcale zły, jednak ze wszystkich trzech kosmetyków ten jest jedynym, do którego raczej nie wrócę. Nie ma jakiegoś cudownego działania, ot nawilża, napina i rzeczywiście nowych zmarszczek nie przybywa, ale za cenę prawie 42 $ na jolse spodziewałam się znacznie więcej, bo tego typu działanie (i szczerze rzecz biorąc nieco lepszy dla mnie skład) dawał mi też dwa razy tańszy Innisfree Jeju orchid eye cream. Być może dla osoby, która go polecała jest naprawdę złotym środkiem, poniewaz wspominała, że świetnie spłycił jej cienie i ogarnął obrzęki - ja nie mam problemów na co dzień ani z jednym, ani z drugim, po prostu potrzebowałam czegoś do cery dojrzałej. Podsumowując - jest dobry, ale za tą cenę...ciut za mało dobry :)
Od lewej; płatki PETITFEE, ELIZAVECCA, HANYUL |
Tak właśnie przedstawia się moje trio pod oczy. A jak to jest u Was?
No ten pierwszy mnie zainteresował. Byłam kiedyś ciekawa czy warto.
OdpowiedzUsuńNa dzień lekki, przyjemny, tani...Tak, warto :D
UsuńKuszą mnie te płatki, ogólnie planuję w końcu jakieś kupić. Mam kilka typów i nie mogę się zdecydować.
OdpowiedzUsuńJeżeli zaczynasz, to z ręką na sercu bieraj cokolwiek, byle z Petitfee. :)
UsuńJa swoją pielęgnację okolic oku zaczęłam kilka miesięcy temu mając już 19 lat. Zaczęłam nie ze względu na modę, ale zaczęłam odczuwać taką potrzebę. Skóra była widocznie przesuszona i korektory wyglądały na niej tragicznie. Też myślałam że to gniazda z patyków :D. Płatków żelowych jeszcze nie testowałam, zapominam kupić jakiś jeden zestaw, żeby najpierw spradzić czy dla mnie warto :)
OdpowiedzUsuńMi się wydawało, że ich nie potrzebuję, póki ich nie dostałam w jakimś koreańskim boxie. I wtedy dowiedziałam się, jak mocno się myliłam :D
Usuń