stycznia 02, 2022
2021 - Chyba nie do końca tak zły, jak mogłoby się wydawać....
2021 za nami....Rok, który wielu osobom dał się we znaki...
Nie zamierzam się wypowiadać w imieniu ogółu, bo każdy z nas ma swoje własne wzloty i upadki. Jednak chcę go podsumować tak sama dla siebie, dla własnej satysfakcji i poglądu.
Dlaczego? Bo wracając do tego posta pod koniec roku nieco inaczej będę mogła spojrzeć na niektóre rzeczy. Poza tym, przelanie swoich myśli i planów na papier zwykle pomaga mi je układać w odpowiedniej kolejności.
Teraz, żeby nakreślić nieco tło: jeżeli chodzi planowanie i wykonywanie niektórych rzeczy, mam piekielnie trudny charakter do takich przedsięwzięć, i to niestety w tym złym kierunku. Planuję wiele rzeczy, wiele z nich zaczynam, niewiele kończę. Takie osoby można chyba nazwać kimś ze słomianym zapałem, nie?
Potrafię wiele, mam dużą wiedzę - co z tego, skoro nie zagłębiam się nigdy w nie solidnie? Kolejne świetne powiedzenie, które mnie obrazuje "chwytam kilka srok za ogon" (dzisiejszy post chyba będzie obfitował w powiedzenia).
Dlatego 2021 rok był pod pewnym względem rokiem dla mnie przełomowym.
Przygotował mnie pod nieco rozważniejsze przemyślenie i ułożenie sobie kilku rzeczy.
Przede wszystkim zrobiłam coś, co odkładałam przez wiele lat...
Jako, że mam świetny słuch muzyczny, wychwytujący wszelkie tonowe niuanse - wykorzystałam to w nauce języków obcych. Mój angielski - bez którego obecnie w zasadzie nie ma co ruszać na podbój świata, wołał przez wiele lat o pomstę do nieba, bo mimo tego, że mogę się jakoś kulawo porozumieć, to tak naprawdę nigdy się go nie uczyłam.
Jako, że mam świetny słuch muzyczny, wychwytujący wszelkie tonowe niuanse - wykorzystałam to w nauce języków obcych. Mój angielski - bez którego obecnie w zasadzie nie ma co ruszać na podbój świata, wołał przez wiele lat o pomstę do nieba, bo mimo tego, że mogę się jakoś kulawo porozumieć, to tak naprawdę nigdy się go nie uczyłam.
To, co wiem, znam z seriali, piosenek i youtube. Ale to mi nie wystarcza. Dlatego od kilku tygodni ślęczę przy świetnej aplikacji, a także wykorzystuję swoje materiały do nauki języka. Mimo, że kilka razy się już za to w życiu zabierałam - po raz pierwszy nie rzuciłam w kąt wszystkiego po dwóch tygodniach. Moim celem jest osiągnięcie biegłości, a w ustaleniu tego celu pomogło mi też uporządkowanie życia zawodowego i wreszcie wybranie zawodu dla siebie, w którym angielski jest głównym językiem.
Kolejnym małym sukcesem jest opanowanie koreańskiego na podstawowym poziomie w ciągu zaledwie kilku tygodni. Tu również było spore niebezpieczeństwo, że po napotkaniu trudności go odrzucę (tak stało się z japońskim, którego kanji mnie pokonało - ale myślę, że wrócę do niego. Tylko inaczej się za niego zabiorę), na szczęście tak się nie stało. Ogromna w tym zasługa mojej pierwszej nauczycielki, na którą trafiłam podczas wybranego kursu. Pierwszy kurs był trochę failem. Przez kilka miesięcy z cotygodniową godziną, nauczyłam się tylko czytać i pisać. Plus jakieś tam dwa, trzy zagadnienia gramatyczne. Nieusatysfakcjonowana tempem i opłatą, która wydawała mi się niewspółmierna, wymieniłam kurs na bardzo intensywny, prowadzony przez Centrum Kultury Koreańskiej. Tu się dowiedziałam znacznie więcej, w o wiele krótszym czasie - ale to dzięki pierwszej nauczycielce moje czytanie i słuchanie osiągnęło prawie stuprocentową skuteczność na egzaminie. I tak naprawdę dzięki niej jestem w stanie czytać po koreańsku bez żadnego większego problemu. Najważniejsze dla mnie jednak jest to, że nadal chcę zgłębiać język - i tak jak w przypadku angielskiego, mam ochotę na zaliczony państwowy egzamin na całkiem wysokim poziomie.
Ostatnim do nauki jest rosyjski. Powód jest bardzo prosty. Uczyłam się go wiele lat w podstawówce i liceum, mając go jako obowiązkowy przedmiot, a po latach nieużywania po prostu zapomniałam. Szkoda mi marnować tej wiedzy, a zawsze to dodatkowy skill.
Abstrahując od języków - dużym osobistym sukcesem był powrót do bloga. Może nie bloguję regularnie, ale po prostu dorosłam do tego, że... nie muszę.
To nie jest mój sposób na zarabianie. To po prostu przyjemne spędzanie czasu i dzielenie się z Wami moimi doświadczeniami głównie z zakresu pielęgnacyjno-kosmetycznego. Lubię opisywać i recenzować kosmetyki, lubię polecać, coś, co u mnie się sprawdza.
Lubię mój nowy wygląd bloga, bo właśnie taki zawsze chciałam mieć. Lubię zdjęcia, które teraz wykonuję - są dokładnie takie, o jakich myślałam.
Jeszcze sporo pracy przede mną, jeśli chodzi o uaktualnianie starych wpisów, żeby były spójne z nowym blogiem - nie mówiąc o tym, że część starych linków, odsyłających do innych postów, teraz odsyła na całkiem obcą mi stronę, która przyjęła moją starą nazwę po tym, jak sama ją odrzuciłam 😂.
Całkiem prywatnie zrobiłam coś dla siebie.
Lubię aktywność fizyczną, ale jednocześnie jestem też małym leniwcem, co odbiło się w tamtym roku solidnie na mojej wadze. Dla mnie była ona za wysoka i kompletnie niesatysfakcjonująca, dlatego zebrałam tyłek w troki i zmieniłam nieco styl żywieniowy, a tryb leniwca przeszedł na tryb ćwiczeń. Dzięki temu pozbyłam się kilku kilogramów, a ten rok to kolejne wyzwanie pod tym kątem, by trafić wreszcie w satysfakcjonujący mnie numerek wagi. Nie umartwiam się, nie głodzę i nie mam w głowie moralnego kaca, że jem coś zakazanego. Po prostu nieco więcej się ruszam, jem co chcę, ale przede wszystkim w umiarkowanych ilościach, w miarę zbalansowany sposób i raczej według własnego przygotowania, niż karmienia się "na mieście". Odkryłam lunchboxy i jest to znacznie lepsze, niż kupowanie jedzenia w pracowniczej stołówce. I ten rok zaczęłam zapisując się już na treningi.
Nie należy zapominać o przeglądzie zdrowotnym. Do tej pory uznawałam to za upierdliwe, jednak kilka nieciekawych diagnoz z mojego otoczenia pokazało, że to wcale nie jest głupi pomysł. Przegląd zdrowia, zwłaszcza w państwowych placówkach wiąże się z długim oczekiwaniem - ale lepiej poczekać na wizytę, niż w głupi sposób się dowiedzieć o chorobie. Dlatego nauczyłam się, że warto poświęcić trochę czasu sprawom medycznym.
No i ostatnia rzecz: w końcu nauczyłam się odróżniać pracę od hobby. Do tej pory wydawało mi się, że wszystko, co robię hobbystycznie, mogę przekuć w dobrze płatną pracę. Gdyby chodziło o osobę konsekwentną, pracowitą i skupioną na jednym celu - może tak by było.
Jednak ja, to po prostu ja. Jeśli coś mi się nudzi, zarzucam to. Coś mnie uwiera - zostawiam bez żalu, kiedyś i tak do tego wrócę. W planach zawodowych to jednak nie działa, i nie pomoże tu żadne pozytywne nastawienie. Dlatego w końcu postawiłam sobie jasny, mierzalny i możliwy do wykonania cel, który zamierzam osiągnąć jeszcze przed końcem pierwszej połowy tego roku, nie rozdrabniając się po drodze. Nie zamierzam się zastanawiać czy się uda, czy nie - tylko po prostu to zrobię.
Ponoć jeśli chce się rozbawić Pana Boga, należy opowiedzieć mu o swoich planach. Dlatego nie planuję. Moje obecne działania, to zwyczajne dążenie do celu. Jaki będą miały wynik? Czas pokaże. Jednak nie zamierzam tylko marzyć o tym, by coś zmienić, bo "Marzenia są tylko marzeniami, jeśli nie dążysz do ich spełnienia". Osobiście bardzo lubię też cytat P. Coelho, ten o wszechświecie, pomocnym przy spełnianiu marzeń. Może wydawać się naiwny, ale sama w poprzednim roku miałam kilka przesłanek, że ma w sobie jakąś prawdę.
I na sam koniec zostawię sobie ten, który usłyszałam od WooYounga z zespołu ATEEZ, a od którego zaczęła się tak naprawdę cała moja droga przemian, i który mi wszędzie towarzyszy:
Brak komentarzy: