sierpnia 25, 2021

Podręczna recenzja - INNISFREE Green Tea special kit ex.

 Jeżeli obserwujecie mojego instagrama, to zapewne już widzieliście zdjęcia dzisiejszego bohatera...
Ale chciałabym Wam też przybliżyć go nieco bardziej, nie tylko wizualnie. 


  Jakiś czas temu zdecydowałam się na zakup małych, podróżnych setów kosmetycznych, w których znajduje się kilka kosmetyków, a zwykle cena takiego setu nie jest wygórowana. Dzięki temu mogę przetestować kosmetyk bez obawy o dziurę budżetową, a jeśli mi nie podpasuje - bez żalu oddać lub wyrzucić. 

Innisfree

 jest firmą, która w swoim czasie dość często gościła na moim blogu i mam do niej ogromny sentyment. Na pewno duży wpływ na to miał zielony kolor opakowań i marketing marki operujący na pięknych, zielonych krajobrazach i roślinności. To była też jedna z pierwszych marek, o których słyszałam, że wykorzystuje mnóstwo ekstraktów roślinnych. Nie zawiodłam się chyba na żadnym kosmetyków, który do tej pory u mnie był, a jabłkowy olejek do demakijażu i peeling gommage to moi ulubieńcy. No a ten cudowny zapach mandarynek w serii Tangerine...Która niestety chyba jest wycofana, bo ciężko ją dostać w jakimkolwiek sklepie. Szkoda.

W każdym razie w sklepie online znalazłam set Green Tea, który zawiera cztery kosmetyki: dwie 25 ml butelki tonera i lotionu (w zasadzie lekkiego mleczka/kremu), jedną 15 ml buteleczkę z serum oraz pudełeczko z zawartością kremu o pojemności 10 ml.  I wszystko to z serii

 Green Tea Seed. 

Toner lub dokładniej Green Tea Balancing Skin Ex - to toner nawilżający, przeznaczony głównie do cery mieszanej i tłustej. Jego skład ma za zadanie uspokoić skórę i zrównoważyć wydzielanie sebum. 
* Skład: water, propanediol, butylene glycol, hydrogenated polyisobutene, 1,2 - hexanediol, betaine, behenyl alcohol, ammonium acryloyldimethyltaurate/VP copolymer, glyceryl caprylate, fragrance, thromethamine, carbomer, acrylates/c10 - 30 alkyl acrylate crosspolymer, ethylhexylglycerine, disodium EDTA, Camellia sinensis leaf extract (187 ppm - 86,7%), hexyl cinnamal, buthylphenyl methypropional, citronellol, linalool, limonene.  

Toner należy do tych gęstszych tonerów - czyli takich, jakie ja lubię. Ma półprzezroczysty kolor i bardzo przyjemny zapach cytrusowo - herbaciany oraz szybko się wchłania. 
Niestety, firma zrobiła niefajną rzecz - mianowicie zmieniła skład. Patrząc na to, co przed chwilą napisałam, zastanawiałam się, dlaczego ciekawił mnie ten toner, przecież za wiele ekstraktów tu nie ma. Odnalazłam skład z 2016 roku, w którym związki chemiczne się nie zmieniają, za to mocna różnica jest w ilości ekstraktów. W nowej wersji kosmetyku ich w zasadzie nie ma (poza podstawowym herbacianym), a w starym tonerze było ich dodatkowe sześć. Był ekstrakt z winogron, mandarynki, orchidei, opuncji figowej, pomarańczy i mandarynki bergamotki. 
Zdecydowanie nie polecam go skórom suchym i przesuszonym. Po jego aplikacji skóra taka może odczuć dyskomfort w postaci lekkiego ściągnięcia. 
Natomiast skóry mieszane i tłuste powinny się z nim polubić, ponieważ toner doskonale równoważy przetłuszczanie się skóry i na co dzień, jako odświeżający kosmetyk jest w sam raz.

Green Tea Seed Serum to kolejny kosmetyk, znajdujący się w secie. Kilka lat temu był jednym z najważniejszych kosmetyków w świecie k - beauty i każdy maniak chciał go mieć. Jest to lekkie serum nawilżające, doskonale nadające się na dzień pod makijaż, jak i tylko przy pielęgnacji. Polecane przede wszystkim młodym cerom. 
* Skład: water, sorbitan olivate, sobitan isostearate, sucrose, saccharide isomerate, ethylhexylglycerin, dextrin, alcohol, panthenol, ceratonia siliqua gum, theobroma cacao extract, glycerin, hydrogenated lecithin, acrylates/c10 - 30 alkyl acrylate crosspolymer, cammelia sinensis seed oil (2600 ppm), betaine, 1,2 - hexanediol, cetearyl olivate, hydroxyethyl acrylate/sodium acryloyldimethyl taurate coopolymer, camellia siensis leaf extract ( 77,99%), propanediol, thromethamine, fragrance.

Sprawdźmy jeszcze skład sprzed pięciu lat....I znów pojawiają się różnice. Znowu obcięte fundusze na ekstraktach, bo brakuje opuncji, kamelii japońskiej, mandarynki bergamotki, owoców pomarańczy, owoców grejfruta i mandarynki. Nie ma też kwasu L-askorbinowego i są małe zmiany w składnikach nawilżających. 
Serum, jak już wyżej napisałam, jest leciutkie, wchłania się szybko, współgra bez problemu z makijażem i też jak poprzednik, raczej polecałabym cerom mieszanym i tłustym.

Green Tea Balancing Lotion Ex to krem w formie mleczka do dziennej pielęgnacji. Jak cała seria, ten również ma za zadanie uspokoić wydzielanie sebum i zniwelować przetłuszczanie się skóry. 
* Skład: camellia sinensis leaf extract (86,5%), propanediol, pentaerithrityl tetraethylhexanoate, 1, - hexanediol, c 12 - 20 alkyl glucoside, c 14 - 22 alcohols, glucose, althaea officinalis root extract, ethylhexylglycerin, water, carbomer, thromethamine, hydrogenated poly (c6-14 olefin), fragrance. 

Składowo za bardzo się nie zmienił na przestrzeni lat, więc nie ma co porównywać. Lotion jest bardzo lekki i przyjemny w aplikacji. Pozostawia na skórze delikatny film, który jednak szybko się wchłania. Bez problemu można nakładać go pod makijaż

Green Tea Seed Cream to już ostatni kosmetyk, znajdujący się w zestawie. Jako jedyny jest spakowany w okrągłym, zielonym pudełeczku. 
* Skład: water, sorbitan isostearate, pentaerithrityl tetraethylhexanoate, dextrin, polyglyceryl-3 methyglucose distearate, panthenol, theobroma cacao extract, glycerin, hydrogenated lecithin, camellia sinensis leaf water (58,15%), polymethylsilsesqioxane, propanediol, butylene glycol dicaprylate/dicaprate, fragrance, glyceryl polymethacrylate, stearyl dimethicone, glyceryl stearate, ethylhexylglycerin, xanthan gum, camellia sinensis seed oil,  cholesterol, glyceryl caprylate, octadecene, carbomer, sodium stearyl glutamate, 1,2 - hexanediol, hydroxyethyl acrylate/sodium acryloyldimethyl taurate copolymer, disodium ETDA, sodium hyaluronate, methyl thrimeticone, cetearyl alcohol, thromethamine. 

No to co? Robić porównanie ze starym składem? No robić, a czemu nie...W starym kremie było nieco więcej silikonów i pamiętam, ze było to wyczuwalne. Był też antyoksydant, którego teraz w składzie nie widzę, brak kaolinu. Było kilka składników odpowiadających za konsystencję, których już nie ma i to się odczuwa. "Stary" krem był gęstszy, bardziej zwarty, miał konsystencję miękkiego masła. Nowszy jest zdecydowanie lżejszy, bardziej...płynny? 
Ale oczywiście znów - największa różnica jest w braku ekstraktów: opuncji, mandarynki sestsuma, orchidei, mandarynki bergamotki, grejfruta, pomarańczy, mandarynki. 
Krem jest bardziej odżywczy niż lotion, jednak mimo wszystko spokojnie można użyć go w dzień, w przeciwieństwie do starej wersji. Pamiętam, że wtedy nie chciałam nakładać na dzień bo wydawał się dość ciężki, gorzej się wchłaniał i w makijażem średnio współgrał. 
Nowa wersja nie ma z tym problemu. 
Testując, używałam go również pod oczy i powiem Wam...wow. 
Tak. Miałam małe "wow". Krem jest nawilżający przez co już po aplikacji skóra pod oczami wyglądała bardziej promiennie i nagle gdzieś wizualnie poznikały mi drobne zmarszczki, a głębsze nieco się spłyciły. Oczywiście to efekt przejściowy, nie zmienia to faktu, że bardzo zadowalający. Aczkolwiek dla porządku dodam, że seria Green Tea ma dedykowany krem pod oczy. 

No i teraz czas na podsumowanie.

 Czy kupiłabym ponownie?

Jest na to ogromna szansa. 
Opakowania do mnie przemawiają - pod tym względem wiele mi nie potrzeba. Kolejną rzeczą, która do mnie przemawia są konsystencje i zapachy. Cała seria ma piękny, świeży zapach bergamotki i zielonej herbaty, co idealnie nadaje się na pobudkę i sprawia, ze użytkowanie jest przyjemnością. Nie należy zapominać o konsystencjach, które są znacznie bardziej przyjazne niż te, które zapamiętałam. 
Po aplikacji moja skóra wyglądała promiennie, świeżo i do tego miała efekt "glow". Wyglądała i czuła się nawilżoną i nie miałam ochoty zakrywać tego kosmetykami kolorowymi.
No i to Innisfree - firma, do której mam po prostu słabość. 
Należy pamiętać, że seria ma dwie wersje kosmetyków: te z białymi nakrętkami (Balance - tutaj lotion i toner)  które bardziej nadają się do skóry tłustej i mieszanej, i tym cerom polecam zdecydowanie. Natomiast ich odpowiedniki z zielonymi nakrętkami są przeznaczone dla każdego rodzaju cery (tutaj krem i serum). 
Pewnym zgrzytem są składy. Jestem trochę zawiedziona, bo lubię widzieć ekstrakty roślinne w kosmetyku. 
Być może nową koncepcją jest pozostawienie tylko głównego składnika, który określa całą serię (czyli wyciągów i olejków z herbaty zielonej) - ale średnio mnie to cieszy, zwłaszcza mając w pamięci poprzednie, znacznie bogatsze składy. 
Tyle, jeśli chodzi o moją dzisiejszą recenzję. 
Jak Wy się zapatrujecie na zmianę składów swoich ulubionych kosmetyków?

Magda - HomeSkincare



....I jeszcze na koniec...Zauważyliście gwiazdki przy składach, prawda? Na opakowaniach setów nie ma składów, wszystkie składy są opisane  przez sklep na osobnej kartce. 

2 komentarze:

  1. Miałam serum z tej serii i nie zachwyciło mnie niestety. Za to mam ogromną ochotę na krem do cery tłustej i mieszanej. Uwielbiam zieloną herbatę w pielęgnacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo w moim odczuciu ono jest fajne jako takie pierwsze serum, coś jak to różane z Secret Key. Dla bardziej wymagających cer (i może też trochę starszych) samo w sobie się średnio sprawdzi. Chyba, że towarzyszy mu reszta kosmetyków z tej serii - ale i tak, jest to bardziej nawilżające.

      Usuń