maja 10, 2020

Chwyt marketingowy kontra władza blogerów. Jaki wpływ na przemysł kosmetyczny mają odbiorcy (fast fashion w kosmetyce)

    Od czasu do czau biorę udział w rekrutacjach przeprowadzanych na wizaz.pl, dotyczących testowania przeróżnych kosmetyków. Dzięki temu mniej więcej wiem, jakie nowości wchodzą na rynek i ostatnio trafiłam na coś, co mnie mocno zastanowiło...
Jeszcze jednym powodem do napisania tego posta był niedawny filmik pewnej pracownicy amerykańskiej sieci sklepów Ulta, stający się chyba viralem już na TikToku, gdzie dziewczyna pokazała, jak niszczy kosmetyki zwrócone przez klientów (👉tutaj filmik razem z omówieniem z jakiegoś kanału dramowego).
  Będąc blogerką urodową zwykle śledzę trendy w makijażach i pielęgnacji. Zastanawialiście się kiedyś, jak bardzo przez ostatnie lata rozwinął się przemysł kosmetyczny i jaki w tym udział mamy my - konsumenci i blogerzy? I jak bardzo dzięki temu niszczymy nasz dom?
Od razu powiem, nie jestem ekologiem z krwi i kości, nie jestem też osobą, która nawołuje na lewo i prawo do ekologicznego stylu życia - daleko mi do tego i wychodzę z założenia, że każdy powinien o tym pomyśleć sam zgodnie z własnym sumieniem. Jednak chciałam się dzisiaj z Wami podzielić pewnymi refleksjami.


    Rynek kosmetyczny na świecie ma ogromny udział w całej gospodarce. Na zdjęciu podane są wartości na rok 2017 (nie znalazłam niestety równie dobrej grafiki na poprzedni rok), ale można się domyślać, że mają one trend wzrostowy. Produkuje się coraz więcej kosmetyków, coraz więcej opakowań, robi się coraz więcej badań. 
  Opakowania są często jednorazowe, bo ich rozmiary nie pozwalają na ponowne przetworzenie. 
Łatwa dostępność kosmetyków, ich różnorodność i wpajanie nam dzięki reklamie (obojętnie czy to marketing, czy zachwalanie przez ogromnie wpływowy świat blogerski), że powinniśmy je mieć u siebie sprawia, że kupujemy często i zdecydowanie za dużo. Jednocześnie wiele z kupowanych przez nas kosmetyków zbiera kurz na półce, aż wrzucamy je do kosza i wymieniamy na nowsze i świeższe, prosto ze sklepu.
Według danych holenderskiego Centrum LCA (placówki zrzeszającej naukowców badających wpływ opakowań na środowisko naturalne), około 70 proc. emisji CO2 związanej z przemysłem kosmetycznym dałoby się zredukować, gdyby ludzie po prostu zaczęli używać wielorazowych opakowań
  No i jeszcze ten pierwszy powód, przez który piszę posta: na wizaz.pl ruszyła rekrutacja testów kosmetyków firmy Nivea, które są reklamowane w 99% jako naturalne. Czaicie to? Nivea, jako naturalna firma? Nijak nie mogę tego przetrawić. 
I kiedy zobaczyłam ten post nagle dopadła mnie myśl, jak bardzo firmy są uzależnione od naszego zdania. Kiedyś narzucały nam pewne kwestie, teraz żeby utrzymać się na rynku, zmieniają całą linię marketingu.
Nie wiem czy pamiętacie, w swoim czasie chyba na początku lat dwutysięcznych, albo jeszcze wcześniej była moda na koenzym Q10. Każdy potentat pielęgnacyjny szybko wprowadził krem z tym koenzymem i było to hitem. A że enzymu było tyle co kot napłakał, a reszta składu była tablicą Mendelejewa, niewiele mającą wspólnego z pielęgnacją - to nie było ważne.
Potem przyszła moda na hasło "parabeny są złe - hurr, durr".  No to firmy ekspresem zaczęły umieszczać na opakowaniach hasło - bez parabenów. A, że badania były z bani, a w ogóle część parabenów występuje naturalnie (👉o czym pisałam tu), to już inna sprawa.
Następnie oberwało się potężnie SLS i SLeS. Osobiście nie przepadam za tymi składnikami, ale zdarza mi się mieć je w kosmetykach. Ale w każdym razie znów - firmy kosmetyczne, którym daleko do składów naturalnych nagle umieszczają napisy bez SLS i SLeS. Przeciętny użytkownik zadowolony, bo przecież dobre, bo nie ma mocnych detergentów. Ale nie zauważa, że zamiast tego są inne silne, tylko z nazwą, która mu nic nie mówi. A jak są detergenty łagodne to źle, bo przecież się nie pieni...No to firmy kombinują. 
Kolejna fala modowa - kosmetyki z Korei i Japonii. No to ile firm polskich wypuściło linie inspirowane i z łopatologicznymi nazwami: "koreańska maska", "japoński krem", "tonik z zapachem sakury (bo napisanie "z kwiatem wiśni" już nie brzmiałoby tak japońsko)"? I taka ciekawostka - składy są w zasadzie takie same jak przed "erą azjatyckich kosmetyków", tylko opakowania ładniejsze. 😉
I teraz kolejna moda, na naturalne kosmetyki. Bo jeżeli taki potentat jak Nivea zdecydował się na tego typu krok, to wiedz, że coś się dzieje
Czy mam z tym problem?
Nie, nie mam problemu z tym, że kosmetyki są naturalne i firmy zaczynają świadomie przechodzić na tą stronę.
Mam problem z tym, jak łatwo zmienia się zapotrzebowanie konsumenckie, jak dużo produkuje się kosmetyków i jak dużo obecnie się nie zużywa, tylko po prostu wyrzuca. 
I tu wchodzi druga część, czyli wspomniany filmik z Ulty. Dziewczyna pokazała na nim, że każdy kosmetyk, który zostanie zwrócony, jest wylewany lub w jakiś inny sposób niszczony, nawet jeśli jest widać, że nie był używany. Poszła masa hejtu i krytyki, że jak to, można przecież oddać, albo sprzedać powtórnie. Wytłumaczyła w kolejnym filmiku, że nie można. Kiedyś Ulta oberwała za recykling, więc zdecydowali się na niszczenie. Poza tym nie wiadomo kto miał kosmetyki, jak były przechowywane, można też przecież coś do nich wstrzyknąć - różnie ludzie się zachowują. Ale wiecie, co jest najbardziej przerażające? To, jak wspomniała, że kiedyś zniszczyła kosmetyki za 300$ - zwrócone przez jedną osobę i była tego cała reklamówka. Nóż mi się wtedy w kieszeni otworzył. Nie dlatego, że zniszczyła tyle kosmetyków. Dlatego, że ktoś był kretynem, kupując kosmetyki za taką kasę "bo można", a potem stwierdził, że jednak tego nie wykorzysta i zwrócił. 
Wiem, że i u nas można zwrócić kosmetyki do niektórych perfumerii i też są niszczone.
I teraz mój apel: jeżeli rzeczywiście zdarzyło Wam się dostać nietrafione kosmetyki, lub kupiliście coś, co Wam jednak nie pasuje, nie zwracajcie tego, bo zostanie to bezsensownie zniszczone. Lepiej poszukajcie kogoś w swoim otoczeniu, lub napiszcie na grupach kosmetycznych, których pełno w necie i zwyczajnie komuś oddajcie. I kupujcie tyle, by wiedzieć, że to zużyjecie. Owszem, z kosmetykami kolorowymi rzecz ma się trochę trudniej, ale da się. 
Ja od prawie roku staram się kupować świadomie i tyle, by wiedzieć, że to zużyję. Ostatnio zaczęłam nawet tworzyć własne kosmetyki, wykorzystując stare opakowania do ich przechowywania. 
Sądzę, że może to mieć wpływ na tego bloga, być może potoczy się on w trochę innym kierunku....Ale czas pokaże.

Post taki trochę marudny, ale od jakiegoś czasu chodziło mi to po głowie.
A jak Wy się zapatrujecie na takie sprawy? Jak Wam się widzi obecna popularność kosmetycznych brandów, które wyrastają jak grzyby po deszczu? I co sądzicie o obecnej kulturze kupowania na potęgę? Podzielcie się w komentarzach. 


4 komentarze:

  1. To się w głowie nie mieści to jest jedno, ale mnie też wkurzają kwieciste opisy producentów, z których część obietnic można sobie wsadzić między bajki. I to też chyba nakręca konsumpcję. Ja staram się mieć takie podejście, że to co mam tego używam i wybieram to świadomie, a nie idę do drogerii i kupuje jak leci żeby tylko zwrócić. W życiu nie zdarzyło mi się zwrócić kosmetyku. Zawsze znajduje mu w miarę możliwości inne zastosowanie żeby zużyć zawartość, a pozbyć się pustego opakowania. Rzadko się zdarza, żebym coś wyrzuciła, bo się przterminowało. Do tego musi mocno mnie zdenerwować i zrobić krzywdę, co nie jest u mnie normą. Lubię też oddawać dalej np. siostrze. Ona jest zadowolona, a ja pozbywa się jakiegoś produktu, który zrobił mi kuku. To dosyć zdrowe podejście, choć domyślam się, że dalekie od ideału 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy dalekie....Na pewno znacznie lepsze niż przypadki przeze mnie opisane :) Też zwykle jak robię zakupy kosmetyczne, to zwykle wiem, co chcę kupić i najczęściej mam już listę w głowie. Najczęściej też kupuję online, bo mam czas się zastanowić, czy rzeczywiście jest mi to potrzebne. Drogerie wybieram tylko wtedy, gdy coś mi się skończy trochę niespodziewanie, albo braknie jakichś kosmetyków myjących - w których muszę sprawdzić zapach lub detergentów. Też nigdy nie zwróciłam żadnego - najczęściej również oddaję siostrom.

      Usuń
    2. To już coś😉 Staram się kupować online w miarę możliwości, ale nie zawsze się udaje. Mam szczęście o tyle, że moje ulubione marki pielęgnacyjne są dobrze dostępne stacjonarnie, więc zwykle wiem, co mam wybrać. Co do rzeczy, których muszę sprawdzić zapach to najczęściej jest tak, że wybieram owoce, bo wiem, że zapach będzie ładny. I nigdy jeszcze nie oddałam żelu pod prysznic, bardziej cienie do powiek, które mi się nie sprawdziły. Pielęgnację zużywam o dziwo sama 😊

      Usuń
  2. Kilka dni temu ściągnęłam sobie aplikację kosmetyczną stworzoną przez dziewczynę z Dressclouda. W skrócie chodzi o to że można tam sobie zapisać w kategoriach kosmetyki tak aby ogarnąć ile tego mamy i kiedy im się kończy data ważności. Wpisałam wszystko co mam i poza kolorówką nie mam tego aż tak dużo. Ja nie robię zapasów, coś mi się skończy to kupuję następne. Naprawdę rzadko mam zachcianki na kosmetyki. Dużo rzeczy mnie ciekawi po recenzjach i mam ochotę to przetestować, ale zawsze wszystko zależy od tego gdzie robię zakupy i co jest tam dostępne. Już nie mam takiego parcia na testowanie jak najwięcej na bloga. Wolę iść w jakość a nie ilość ;)

    OdpowiedzUsuń