kwietnia 03, 2022
Chińska kolorówka w natarciu - ZEESEA
Czy chińskie kosmetyki kolorowe mogą równać się z europejskimi markami? Sprawdźmy to.
Jakiś czas temu pisałam Wam o chińskich markach kosmetycznych, wartych uwagi. Już wtedy czekałam na przesyłkę kolorówki, która, jak wiadomo, ma trochę drogi do pokonania z Państwa Środka do Polski.
Zbierając materiały do artykułu zauważyłam, że jedna z firm ma możliwość zamawiania boxów niespodzianek.
Pudełko kosmetyczne? Jeszcze do tego z niewiadomą zawartością?! Oczywiście, że w to wchodzę!
Pod tym względem jestem trochę jak dziecko czekające na swój świąteczny prezent. Ja uwielbiam wszelkie pudełka - niespodzianki, o ile wiążą się z tematem moich zainteresowań, tym samym
ZEESEA
od razu przykuła moje oko.
Oczywiście już wcześniej zrobiłam małe poszukiwania, więc wiedziałam, że pudełka są całkiem nieźle wyposażone. Jednak pierwsze co rzuca się w oczy - kosmetyki nie są zapakowane w jakieś ozdobne pudełko, do którego przyzwyczaił mnie legendarny już Shiny Box.
Dostałam je w dużej kopercie, jednak bardzo porządnie owinięte tak, że nie było na nich żadnych uszkodzeń. Ponadto każdy kosmetyk miał swoje opakowanie własne.
No dobrze, ale co znajdowało się w pudełku?
W cenie 40 $ (przesyłka jest darmowa) dostałam kilka ciekawych kosmetyków kolorowych.
1. DESSERT COLLECTION - Pressed Brow Powder Pen nr. 03 (Ash Brown)
Kredka jest ultracienka. Jeżeli znacie Maybelline Ultra Slim, to wiecie już, czego się spodziewać. Bardzo precyzyjna kredka z trójkątnym ścięciem, malutka szczoteczka do przeczesywania a kolor to chłodny brąz. I to wszystko opakowane w dobrej jakości plastik ze złotą skuwką. Kredka maluje dobrze, jest średniej miękkości i właściwie nie widzę różnicy między nią a Maybelline. W regularnej cenie na stronie kosztuje 18$.
2. SHINE DIAMOND WASHABLE COLORED MASCARA (black)
Tusz w różnych wariantach kolorystycznych. Na stronie znajdziemy takie cuda jak zielony, burgund, indygo, diamentowo - srebrny, złoty czy pomarańczowy. Mi na szczęście trafił się czarny klasyk...Co ciekawe, zależnie od koloru są różne szczoteczki. Może być klasyczna, a może być na przykład w kształcie kuleczki, jak przy złotym kolorze. Mascara opisana jest jako długotrwała, natomiast nigdzie niema informacji, że jest wodoodporna. A jest. Przy pierwszym użyciu byłam mocno zaskoczona, chcąc ją usunąć - zwykły płyn nie dawał rady. Dopiero dwufazówka sobie poradziła. Sama mascara raczej wydłuża tylko rzęsy, nie bardzo chce je pogrubić. Wpisuje się w trend naturalnie wyglądających rzęs i dla mocniejszych, europejskich makijaży raczej nie będzie miała wzięcia. Ale jeśli potrzeba trwałego makijażu np: na basenie, czy gdzieś nad jeziorem, to na nadchodzące lato jest idealna.
3. HONEY BEAUTY LONG WEAR LIGHT FOUNDATION
Podkład zamknięty w pięknej, szronionej butelce z pompką, która działa bez problemu. Jest lekki, nawilżający, ma średnie krycie i bardziej przypomina lekki krem bb niż podkład. Wykończenie błyszczące, lekko zastyga. Zaskakująco dobrze dobrany kolor, chociaż nie ma oznaczenia kolorystycznego na opakowaniu. Myślałam, że będzie za ciemny, jednak bardzo dobrze adaptuje się do mojej skóry. Zarówno zapachem jak i konsystencją najbliżej mu do Healthy Mix, który mi towarzyszy niezmiennie od lat - jednak mimo wszystko jest trochę lżejszy w odbiorze. Tym samym podkład Honey Beauty absolutnie zdobył moje serducho. Niestety na stronie jest niedostępny, a bardzo szkoda. Chętnie kupowałabym go nadal.
4. DESSERT COLLECTION POWDER BLUSH White Peach
Wbrew nazwie, nie jest to ciepła brzoskwinia, do której jestem przyzwyczajona w europejskich różach. Jest to raczej chłodniejszy i jaśniejszy odcień zbliżony bardziej do koralowego. Róż ma wykończenie satynowe, jest delikatny i świetnie pasuje zarówno do ciepłej jak i chłodnej karnacji, nadając bardzo naturalny wygląd. Opakowanie jest solidne, plastik gruby, ale wyglądający bardzo ładnie, a na samym różu mamy sympatyczne tłoczenie w kształcie kubka z bubble tea. Jeden z ładniejszych róży, jakie posiadam w swojej kolekcji. Na stronie jego cena to 10$.
5. MAYA #01 Divine Feline
Na koniec zostawiłam sobie prawdziwą perełkę. W poście o chińskich markach wspominałam, że Chińczycy potrafią w opakowania. To jeden z przykładów. Opakowanie tej palety to po prostu cudo. Kartonik jest w perłowym odcieniu z tłoczeniem wzoru palety. Natomiast w środku znajduje się sama paleta, której opakowanie jest z solidnego plastiku z magnetycznym zamknięciem. Na wieczku mamy obrazek głowy kota inspirowany meksykańską sztuką, a kolory wieczka odpowiadają temu, co jest w środku. Tło jest błękitne, ale pięknie mieniące się brokatem zatopionym w plastik, przez co nic się nie osypuje. Do tego jeszcze ten błysk tworzący pryzmat pod światło.... Śliczne. W środku pod wieczkiem jest duże, wierne lusterko i szesnaście cieni. Kolorystyka palety jest ciepła, chociaż trafiają się dwa błękity. W sumie trochę kojarzy mi się z Wedding Vibes od Miyo, chociaż jest jednak ciut cieplejsza. Cienie nakładają się bardzo dobrze, blendują się bez problemu. Błyski nie są tak porażające jak np turboty, ale doskonale sprawdzają się przy dziennych makijażach. W zasadzie nie mogę tego porównywać z europejskimi paletami, bo makijaż wschodnio - azjatycki rządzi się swoimi prawami, jednak jeżeli ktoś lubi bardziej stonowane, neutralne makijaże z odrobiną szaleństwa - doskonale odnajdzie się z tą paletą.
To jedna z trzech w serii, niestety obecnie niedostępna do regularnej sprzedaży. Jej regularna cena to 32 $.
Podsumowując - kosmetyki o wartości 74 $ (plus podkład, który według dostępnych innych podkładów kosztowałby koło 18 - 23$) dostałam w pudełku za 40$, więc to bardzo duża zniżka.
Czy jestem zadowolona z tych kosmetyków?
Tak i to bardzo tak. W całym boxie nie było żadnego bubla, jedynie z tuszem jeszcze trochę muszę się dogadać. Jednak nie jest to do końca jego wina, po prostu na co dzień nie używam wodoodpornych kosmetyków. Kredka do brwi i róż po prostu kocham, no a paleta....No kurczę, samo patrzenie na nią to czysta przyjemność. A podkładu używam więcej niż chętnie i już się martwię, że mi się skończy, a nie jest dostępny. Naprawdę chętnie bym go używała zamiast Bourjois, co jest ewenementem, bo tego ostatniego używam niezmiennie chyba od pięciu lat.
Moja przygoda z ZeeSea właśnie się zaczęła, bo czekam już na kolejne zamówienie, jako, że pierwsze było zdecydowanym sukcesem.
Co sądzicie o chińskich kosmetykach kolorowych?
![]() |
Brak komentarzy: