sierpnia 18, 2021

Zaskakujący duet Nature Box.


 Kosmetyki z tej serii już gościły u mnie na blogu prawie trzy lata temu, kiedy to dostałam do przetestowania linię morelową z portalu wizaz.pl. Nie ukrywam, że trochę je wtedy zjechałam, ale w zasadzie nie chodziło mi o same kosmetyki (które właściwie złe nie były, a nawet całkiem miło je wspominam ), a o użycie nazwy.
 Po latach podchodzę jednak do tego znacznie łagodniej i po prostu ocenię same kosmetyki. 
Dlaczego właściwie znalazły się u mnie ponownie?...

NATURE BOX Repair Shampoo with Avocado Oil

Jak zielone, to oczywiście, ze przyciąga mój wzrok, ja już tak mam. Prawdopodobnie mogłabym kupić największego bubla, pod warunkiem, że miałby ładny, zielony kolor. 😇
No ale akurat tu nie brałam nawet pod uwagę, że to bubel. 
Za jego kupnem przemawiał olej awokado w  składzie, który po prostu lubię i uważam za jeden z najbardziej wartościowych olejów - tak samo zresztą jak i sam owoc. 
Szampon jest w przejrzystej, soczyście zielonej butelce. Sam płyn jest dość gęsty i przezroczysty, o bardzo delikatnym, owocowym zapachu. 
Skład: Aqua, SCS (Sodium Coco - Sulfate), Cocamidopropyl Betaine, Glycerin, Coco - Glucoside, Sodium Chloride, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Persea Gratissima (Avocado) Oil, Betaine, Caprylyl/Capryl Glucoside, Sodium Benzoate, Citric Acid, Parfum, Limonene, Linalool, Benzyl Alcohol. 

Czy się przyczepię do składu? Nie. Oczywiście, że szampon nie należy do tych naturalnie delikatnych, ale też już jakiś czas temu odkryłam, ze mi po prostu takie nie służą. 
Jednak nie jest też nie wiadomo jakim zdzierakiem. 
Na plus zaliczam mu krótki (jak na szampon) skład i zawartość olejku awokado, który nie jest na szarym końcu. Kolejnym plusem, ale takim w wersji mikro, jest detergent myjący. Nie jest to wszechobecny SLS, ale SCS. W zasadzie oba mają podobną budowę i działanie, jednak SCS w przeciwieństwie do oponenta nie jest pozyskiwany z przetwórstwa ropy naftowej (nie znoszę parafiny i jej pochodnych w kosmetykach i mi ona nie służy). SCS pochodzi z przetwórstwa olejów. 
Następny plus to wygląd etykiety. Niby pierdoła, ale jest jakiś taki ładniejszy w odbiorze niż kiedyś. Może to kwestia matowego papieru, może różnica w opisie i wyszczególnienie, za co odpowiada każdy składnik kosmetyku. 

Na uwagę zasługują również certyfikaty: Vegan Formula, EcoCert, Be Smarter, plastic bank czy Solidaridad. Przyznaję, że w porównaniu z poprzednią recenzją, tym razem firma mnie miło zaskoczyła. 

A działanie? To pierwszy szampon od dłuższego czasu, po którego użyciu włosy mi się nie plączą i nie wydają się być nadmiernie oczyszczone. Nie zrozumcie źle, nie chodzi o niedomycie. Raczej o to, że włosy nie są szorstkie i sztywne. Po pierwszym użyciu się nim miło zaskoczyłam, a każde kolejne to po prostu zwiększona miłość. 
Zdecydowanie wrócę do niego jeszcze nie raz. 

NATURE BOX Extra Shine Spray with Apricot Oil.

Spray nabłyszczający włosy z zawartością oleju morelowego gości już u mnie po raz kolejny. Wydawało mi się, że dostałam go razem z resztą morelowej serii do testowania, ale po wpisie widzę, że jednak nie, poprzednio też chyba kupiłam go sobie sama. 
W każdym razie spray ma natychmiastowo wygładzać i nabłyszczać włosy, ale - co ważne - nie dzięki silikonom, których tu po prostu nie ma, a zawartości oleju morelowego. 
Spray jest w zwykłej, pomarańczowej butelce z atomizerem. 
O czym trzeba pamiętać przed użyciem, to o solidnym wymieszaniu składników. Ja niestety nauczyłam się tego po jednej zużytej butelce, kiedy to pompka pod koniec po prostu się zapchała i przestała działać.
Kosmetyk jest bardzo gęsty, właściwie bardziej przypomina konsystencją masło śmietankowe, które zbyt długo było poza lodówką. Oprócz tego ma biały kolor i piękny, morelowy zapach, który jednak nie utrzymuje się długo na włosach.
Skład: Aqua, Glycol Distearate, Caprylic/Capric Trigliceryde, Cetearyl Alcohol, Distearoylethyl Hydroxyethylmonium Methosulfate, Glycerin, Prunus Armeniaca (Apricot) Oil, Panthenol, Phoenoxyethanol, Quaternium-91, Cetrimonium Methosulfate, Parfum, Ethylhexylglycerin, Citric Acid, Geraniol. 
 I znów: skład nie za długi, rzeczywiście nie widać żadnych silikonów, olejek morelowy jest ca całkiem przyzwoitej pozycji w składzie. 
Przetestowałam już kilka olejowych kosmetyków do włosów, które miały chronić je po umyciu i wysuszeniu, a tylko po tym nie mam żadnych sensacji i włosy są takie, jak lubię. Łatwo się rozczesują, widać ten błysk, nie są obciążone. 
Sam fakt, że to kolejna butelka, którą mam u siebie przemawia za tym, że ten kosmetyk po prostu mi się sprawdza. 
Jeżeli szukacie czegoś fajnego do pielęgnacji włosów, to polecam go gorąco. 

A może u Was już gościły te kosmetyki? Co o nich sądzicie?











Magda - Home SkinCare





Brak komentarzy: