stycznia 11, 2019

Manicure hybrydowy? To proste (i tanie)!

To będzie kolejny post niezwiązany z pielęgnacją azjatycką... 
Chociaż jakby się uprzeć, będzie i jedno i drugie 😹
Manicure hybrydowy to coś, do czego poniekąd zmusiła mnie konieczność. Należę do tych osób, które mają dość słabe i łamliwe paznokcie, a zawsze chciałam mieć długie i ładne pazurki. Niestety, nigdy nie udało mi się takich wyhodować, właśnie między innymi przez łamliwość. Drugim powodem jest moja praca, a właściwie prace. Długi czas pracowałam w kawiarniach, gdzie przepisy BHP zabraniają malowania paznokci, a to była jedyna ochrona przed ich łamliwością. Nawet błyszczące odżywki były źle widziane. Poza tym częsta styczność z detergentami myjącymi wcale nie poprawiała stanu paznokciowego. 
Teraz dla odmiany pracuję w ogrodnictwie i bardzo lubię grzebać w ziemi, za to nie przepadam w pracy w rękawiczkach - wtedy po prostu nie czuję tego, co robię. Skutek? Oczywiście połamane paznokcie, do tego często ziemia tak zalazła za płytkę paznokciową, że bez porządnego wymoczenia nie szło jej usunąć...A w autobusie wyglądało to głupio, gdy komuś przed nosem taką łapką świeciłam, trzymając się za poręcz. Same lakiery zbyt szybko mi odpryskiwały, nie chciało mi się, albo nie miałam czasu na to, żeby co trzy dni je poprawiać.
  Wobec tego wymyśliłam sobie hybrydy. 


Początkowo korzystałam z usług kosmetyczki, jednak poprawianie ich praktycznie co dwa tygodnie wychodziło dość drogo, no i nie zawsze miałam na to czas. Do tego czasem hybryda z jakiegoś paznokcia po prostu odchodziła pod wpływem np: pracy w wilgotnych rękawiczkach przez trzy, cztery godziny. Stwierdziłam więc, że nauczę się hybryd sama. 
Ale żeby się nauczyć, trzeba mieć czym pracować. A całe zestawy...No cóż, do najtańszych nie należą. Zdążyłam też przeczytać, że mostki, które najczęściej dodawane są do zestawów, wcale nie są takie dobre. Byłam przekonana, że chcę lampę. Na rynku polskim ceny mocniejszych lamp idą od trzech stów w górę, a tyle na pewno nie miałam zamiaru wydać.
Od czego jest Aliexpress? 😺

Koniec końców, cały początkowy zestaw praktycznie miałam z Alie. 
Lampa 48 wat, czyli jedna  z tych mocniejszych, utwardzająca zarówno LED jak i UV, 36 żaróweczek, duża, z wyświetlaczem...no miodzio. I kosztowała 28 $. Korzystam z niej już rok, używam bardzo często i nic się z nią złego nie dzieje. Jestem z niej bardzo zadowolona. A słyszałam też, że polskie firmy kupują te lampy na alie, potem przyklejają tylko własną nazwę i dodają jakieś dwie, trzy stówki w rachunku...i vòila! Hajs się zgadza. 
Frezarka - zakupiona znacznie później, ale niezbędna przy moich dość szybko narastających skórkach (efekt wycinania od wielu lat). Na razie mam wersję podręczną, która w zasadzie mi wystarcza, ale myślę nad jej wymianą na coś mocniejszego. Ta kosztuje niecałe 9 $ na alie, frezy są tanie jak barszcz, a nie zauważyłam zbytniej różnicy między tymi z alie, a naszymi za jakiś grubszy hajs. Może nasze są wytrzymalsze, ale frez z alie kosztuje 2 $, więc co jakiś czas można spokojnie go wymienić i się nie zbankrutuje :)
Pilniki, polerki, waciki bezpyłowe, kapturki do ściągania hybryd są również z alieexpres. Wszystko w granicach 2 $, kapturki kosztowały chyba coś koło czterech.
 Zmywacze i odtłuszczacze są z Rossmana. Kosztują niecałe 10 zł, a nie widzę powodu by wydawać na nie więcej niż trzeba. Odtłuszczacz najlepszy jest z najprostszym składem, jak na przykład  z Delii. No i paradoksem jest to, że mimo iż nie boję się nakładać lakierów z alieexpress na paznokcie, tak jeśli codzi o zmywacz i odtłuszczacz - tu czuję nieco irracjonalny lęk. Nie zdecydowałam się nigdy stamtąd kupić tych dwóch produktów.
  Zdobienia i naklejki na paznokcie - alie. U nas nie widziałam takiego wyboru i bogactwa form. Poza tym 30 arkusików kosztuje  1,5 $. U nas trzy albo cztery kosztują 2,50zł. Niby cena ta sama, ale różnica w ilości jest. I w wyborze.
  Lakiery do paznokci.
 Tu jest różnie. Cały czas najlepiej i najmodniej jest mieć lakiery Semilaca czy Indigo, ale mnie do firmówek po prostu nie ciągnie. Owszem, mam parę sztuk z Semilaca, ale tylko dlatego, że kończyła mi się baza i top, a wyspę Semilaca mam pod nosem w galerii. Przy okazji zobaczyłam przecudowny wibrujący zielony (Amazon Forest 080), więc głupio byłoby nie brać. Mam też jeden termoaktywny  w kolorze Green & Lime (648). Ale oprócz tego nawinął mi się lakier z Wibo, Eveline i Ingrid. Natomiast większość jest z alie. Dlaczego? Oczywiście, że cena, ale przede wszystkim wybór kolorów. Lubię, jak na paznokciach coś się dzieje subtelnego, ale nie znoszę brokatów, ani zdobień w postaci kryształków. Dlatego szczególne miejsce zajmują u mnie lakiery termoaktywne i cat eye (swoją drogą magnesy do cat eye na alie kosztują 1,5 $ a u nas minimalnie 15 zł. Taka różnica :)). Kiedy rok temu wybierałam je na alie, u nas nie były tak popularne, przynajmniej nie miały tylu odcieni. Nadal nie ma takich barw jak na alie, mimo, że przewaliłam sporo stron, dlatego po prostu wolę wybrać stamtąd. Jakościowo są całkiem niezłe, ale żeby być sprawiedliwym trzeba przyznać, że w Semilacu wystarczy jedna warstwa i płytka jest ładnie pokryta. Lakiery z alie prawie zawsze wymagają co najmniej podwójnego krycia, o ile nie potrójnego (bo tak też się zdarza). Ale nie przeszkadza mi to. Nie widzę różnicy we wpływie hybryd z alie, a naszych, polskich, jeżeli chodzi o płytkę paznokciową. Nadal jest normalna, rośnie dobrze, nie odbarwia się, nie odchodzi, nie rozwarstwia, nie psuje. A skoro tak, to nie widzę powodu, dlaczego miałabym nadal nie zaopatrywać się na alie w paznokciowe zabawki.

Przez rok czasu nauczyłam się dość sporo, ale to jeszcze sporo przede mną nauki. Ostatnio na przykład się dowiedziałam, że można zrobić test, czy lampa się zużyła, czy nadal jest tak dobra jak na początku (dla zainteresowanych odsyłam na kanał Candymony na YT - dziewczyna sporo mnie nauczyła jeśli o hybrydy chodzi).
Niedługo dotrą do mnie (przynajmniej taką mam nadzieję 😹) pyłki z alie, nowe cat eye a także stemple i lakiery do stempli, więc będę znów się bawić.
A teraz na paznokciach mam bazę i top z Semilaca, lakier z Wibo oraz żel z zatopionymi w nim fioletowymi cząstkami roślin i naklejkę z niezapominajkami, która bardzo mi się podoba. Co do długości, raczej nigdy nie będę mieć bardzo długich, bo raz, że nie umiem z takimi pracować, ani nawet pisać na klawiaturze, dwa, że uczę się grać na instrumencie smyczkowym, więc bardzo by mi przeszkadzały -  ale na pewno pod hybrydą są dłuższe, niż gdyby jej w ogóle nie było.
 Jak Wy się zapatrujecie na hybrydy domowym sposobem? Posiłkujecie się przy tym sprzętem z Aliexpress? 😼

Brak komentarzy: