września 09, 2018

Fioletowo mi - Makeup Revolution "Violet"

 Co zrobić - uwielbiam czekoladki MUR. Mają swoich zwolenników i przeciwników, zwolennicy powiedzą, że dobra jakość za niską cenę, przeciwnicy - że jakościowo cienie są nierówne i szkoda kasy. Kto ma rację? 
Ano, obie grupy po trochu. Nie znać w tym kraju czekoladek z MUR, to po prostu trzeba chcieć, bo środowisko makijażowe już od dawna ma z nimi do czynienia. Firma co chwila wypuszcza jakieś nowości i trzeba się trochę gimnastykować, by zdążyć ze wszystkim, albo stosować zakupy wybiórcze, co u mnie z reguły ma miejsce.
   Tym razem w oko mi wpadła czekoladka o wdzięcznej nazwie "Violet". Lubię ten kolor w cieniach, poza tym jest to jeden z tych, które podkreślają zieleń oczu i nieźle się przy okazji sprawuje przy rudych włosach. Pierwszy rzut oka na internetowe swatche i...tak, chcę!!
 Paletka kosztuje koło 40 zł., zależnie od sklepu, w którym go dostaniecie. Jak zawsze solidny plastik, dobre lusterko i...lekka zmiana w środku, w stosunku do poprzednich palet. Po pierwsze, cienie są wreszcie podpisane w pudełku, nie, jak dotychczas na folii, która i tak mi zaraz ginęła. Po drugie, ilość cieni zwiększyła się o dwa, przez to, że zmniejszono pierwszy i ostatni cień w palecie. Cienie nadal mają zapach ciemnej czekolady, ale mimo wszystko wyczuwalna jest sztuczna nuta tego zapachu.
 Jakie kolory znajdziemy w środku?

Poczynając od lewej górnej strony:
Prevail - teoretycznie matowy bardzo jasny beż, w praktyce wszyscy wiemy, że w czekoladkach prawdziwych matów ciężko uświadczyć, więc ten ma satynowy połysk - ale nie przeszkadza mi to. 
Past time - kolejny mat, tym razem bardzo mleczna czekolada.
Levity- błyszcząca mleczna czekolada, z bardzo delikatnym, różowym podtonem.
Conjure - matowa brzoskwinka.
Idolize - ni to pomarańcz, ni brąz. W wersji plastyka byłaby to siena palona.
Amethyst - pierwszy z pięknych fioletów. Błyszczący, delikatny, bardziej właściwie przypominający lawendowy, ale o chłodnym odcieniu, kojarzącym mi się z mroźną zimą.

 Środkowe piętro:
Vitalize - musztardowy mat.
Wine - brudny, ciemny róż o matowym wykończeniu.
Revive - pięknie błyszczący jasny brąz, przełamany starym złotem.
Cultivate - również błyszczący bardziej miedziany, chłodniejszy i jaśniejszy nieco niż revive.
Violaceous - błyszczący, średniego nasycenia fiolet.
Praise - Bardzo ciemny, wręcz czarno-fioletowy kolor z wyraźnymi, ognistoczerwonymi drobinkami.

Dolne piętro:
Despired - matowy, mocno nasycony fiolet biskupi.
Vaudeville - matowy, mocno zgaszony pomarańcz.
Curfew - błyszczący fiolet, trochę podobny do cultivate, ale jak tamten ma podton niebieski, ten bardziej szary.
Mulberry - dość chłodna czerwień z lekko malinowym podtonem, matowa.
Forsaken- nasycony, matowy róż, albo fuksja, jak kto woli.
Expedite - matowy brąz o dość nietypowym chłodnym, fioletowym podtonie.

Jak zwykle przy MUR można się przyczepić, że nie wszystkie cienie blendują się jednakowo, ale ja, kupując ich palety po prostu mam to na uwadze i godzę się z tym na wstępie - w końcu cena nie jest wygórowana, a znacznie więcej jest cieni dobrej jakości, niż tych złych. Ciemniejsze lekko się osypują, ale w granicach przyzwoitości. Te dwa pierwsze mogłyby być ciut mniej suche. Nad
niektórymi, jak na przykład Amethystem trzeba się trochę napracować, żeby fajnie wyglądał.
Ale i tak nie żałuję wydanych pieniędzy. Makijaż wykonany tymi cieniami utrzymuje się całkiem długo, cienie nie znikają nagle w ciągu dnia, nawet podczas upałów.
Podsumowując, trochę mi szkoda, że zrezygnowano z dwóch większych cieni, bo tego typu bazówki zużywają się najszybciej, ale za to dostajemy dwa nowe, całkiem ciekawe cienie. I jak zwykle w przypadku czekoladek MUR - jestem na tak.

Macie już tą paletkę u siebie?


Brak komentarzy: