listopada 11, 2017

[The History of Whoo] seria GongJinHyang - recenzja

Let me tell You the story about....
GongJinHyang.


Do tej recenzji przymierzałam się już dłuższy czas, bo nauczona wieloma doświadczeniami i kosmetykami, chciałam dokładnie przetestować te kosmetyki zanim coś o nich napiszę.
Zacznijmy od początku.
  The History of Whoo jest firmą koreańską, produkującą kosmetyki z tzw. "wyższej półki". Jej założeniem jest wytworzenie kosmetyków czerpiąc z tradycyjnych receptur znanych na królewskim dworze władczyniom Korei, by w nowoczesny sposób móc pomóc kobietom w ich codziennych potrzebach dbania o skórę.
  Jeżeli choć raz zobaczył ktoś z Was kosmetyk z tej firmy, nie pomyli go już nigdy z niczym innym, bo prócz tego, że jest napakowany dobroczynnymi składnikami, jest on również opakowany w tak piękne i luksusowe opakowania, że zawsze ucieszy oko. 

  Ale za ten luksus trzeba też zapłacić i to czasem słono. Dlatego cieszy mnie fakt, że firma wypuszcza serie kosmetyczne w mini setach, gdzie mamy miniaturki kosmetyków starczające nam na tyle długo, że spokojnie możemy stwierdzić, czy nam to pasuje, czy jednak nie. 
Zdjęcie z e-bay
  Ja jakiś czas temu nabyłam sobie własnie taki set zawierający balancer (toner), emulsję i krem pod oczy z serii GongJinHyang. To podstawowa seria pielęgnacyjna firmy, według jej słów (ze strony firmowej) "zawierająca wszystko, czego potrzebujesz do pielęgnacji i ochrony skóry". Seria charakteryzuje się ciemnożółtym kolorem opakowań ze złotą nakrętką i zawiera toner, esencję, emulsję, kem do twarzy i pod oczy, krem z ochroną przeciw UV oraz piankę oczyszczającą. W setach możemy znaleźć najczęściej podstawę czyli toner (20 ml), emulsję (20 ml) i krem pod oczy (4 ml), a w powiększonych setach jest jeszcze esencja i krem do twarzy. 

 Po tym dość długim wstępie wracamy do prawidłowej recenzji. 
Kosmetyki przybyły do mnie w półprzezroczystej kosmetyczce opatrzonej logiem firmy, większe sety są w pięknych pudełkach.
Jak już wyżej wspomniałam opakowania są miniaturkami pełnoprawnych opakowań, więc też całkiem fajnie prezentują się na kosmetycznej półce. 

 Zacznijmy od tonera. 
Dokładna jego nazwa to GongJinHyang In Yang Balancer. "Korzystając z medycyny orientalnej, nawilżający toner do twarzy zawiera "Gongjinbidan", tajną formułę dworską znaną wyłącznie starożytnemu koreańskiemu cesarzowi i cesarzowej. Zapewnia wilgoć, która wygładza i koi suchą skórę. Połączona z dzikim żeń-szeniem (Cordyceps sinensis) wpływa korzystnie na skórę. Tworzy harmonię skóry dzięki zasadzie yin-yang. Skóra staje się miękka, gładka i promienna."
 Cały skład jest tu: http://www.cosdna.com/eng/cosmetic_817e217330.html
Jak widać toner zawiera alkohol, jest też parę składników, które mogą podrażniać skórę, ale głównie są to składowe zapachu (o zapachu na koniec, bo należy mu się osobny akapit).
Mimo alkoholu w składzie z ręką na sercu mogę przysiąc, że wcale nie czułam, by po aplikacji mi ściągało skórę, o często zdarzało się w tańszych kosmetykach. Może to kwestia zrównoważonych składników, ale naprawdę jest to absolutnie niewyczuwalne. Wręcz przeciwnie, skóra jakby wchłaniała produkt i czułam świetne nawilżenie. Toner ma bardzo wodnistą konsystencję, łatwo się aplikuje. Normalna pojemność to 150 ml i ceny zaczynają się od 40$ w górę - najtańszy okaz trafiłam na jolse.com, niestety już wyprzedany . Mam nadzieję, że jeszcze tam wróci w takiej cenie.

Kolejnym kosmetykiem jest emulsja. 
Jej nazwa to GongJinHyang Essential Nourishing Emulsion (In Yang lotion). 
Zawierająca "Gonjinbidan" i ekstrakt z dzikiego żeń-szenia (Cordyceps sinensis). Emulsja wyrównuje koloryt skóry. Poprzez zasadę harmonii yin-yang, utrzymuje równowagę skóry poprzez zwiększenie zawartości wody i zmniejszanie zawartości ognia, aby uwydatnić wilgoć w skórze, jednocześnie skutecznie ją kojąc. Nadaje skórze nowy blask i gładkość". 
Składu niestety nie znalazłam, a dla ludzików, którzy wrzucają składy na CosDNA podpisując nazwą firmy, ale już nie informując, jaki to kosmetyk i nie opatrując nawet zdjęciem, powinno być specjalne wydzielone miejsce w piekle 👹
Emulsja ma dość delikatną teksturę, i jest na tyle lejąca się, że spokojnie można ją wydobyć z buteleczki, nie naciskając zbytnio jej boków (co i tak niewiele by dało, bo plastik jest twardy i zgnieść się nie daje :)).
Rozprowadza się szybko, tak samo szybko się wchłania, na dzień pod makijaż jest idealna, by nawilżyć skórę. Za pełnowymiarową butelkę (110 ml) trzeba zapłacić koło 50$ - oczywiście na niezawodnym jolse. W innych sklepach i e-bay ceny zaczynają się od okolic 70 $. 

Ostatnim jest krem pod oczy.
GongJinHyang Qi & Jin eye cream.  
Pobudza krążenie krwi wokół okolic oczu, aby zredukować pojawiające się cienie. Napina skórę wokół oczu i zmniejsza drobne linie zmarszczek. Pomaga wygładzić drobne linie z długotrwałym efektem nawilżenia. Wspomaga jędrność skóry wokół oczu. Wyrównuje odcień skóry, zapewniając jaśniejszy wygląd.
Nawet nie zamierzam się go czepiać, zwłaszcza, że ma fermenty, a to czerwone to składowe zapachu.
Krem jest bardzo lekki, delikatny, świetnie się wchłania. Spokojnie można stosować pod makijaż, nie ma z tym żadnego problemu. Po trzech tygodniach intensywnego używania zauważyłam spłycenie niektórych zmarszczek, nawilżenie skóry wokół oczu i lekkie rozjaśnienie cieni, chociaż nie należę do osób, które muszą się borykać z ciemnymi kręgami. Ale mmimo wszystko skóra wygląda lepiej.
Krem w normalnej wersji występuje w 20 ml słoiczku i kosztuje od 90 $ (jolse - 74$).

Teraz chwilę o tajemniczym składniku  Gonjinbidan, którego występowaniem szczyci się firma. Cóż to takiego? 
"The History of Whoo" stworzyła "Gongjinbidan" jako nowoczesną naukową reinterpretację Gongjindan, jednego z bezcennych 3 wielkich sekretów (Gongjindan, Cheongshimwon i Gyeongokgo) w królewskim pałacu zarezerwowanym tylko dla cesarza i\lub cesarzowej. Gongjinbidan to najcenniejsze formuły wykonane z poroża jelenia, korzenia arcydzięgla olbrzymiego (Angelica Gigas), ekstraktu z derenia japońskiego (Cornus Officinalis) i ekstraktu z dzikiego tymianku (Thymus Vulgaris). Utrzymują harmonię i równowagę w skórze, przyczyniając się do podniesienia energii wodnej i obniżenia energii ognia w skórze.

Najlepsze zostawiłam sobie na koniec.
Zapach.
Jeżeli tak jak ja lubicie zapachy w kosmetykach to...O Boże, MUSICIE TO MIEĆ!!!!!! Najpiękniejszy, najcudowniejszy, najbardziej luksusowy ever zapach świata w kosmetykach pielęgnacyjnych, z jakimi kiedykolwiek miałam styczność. Jest kwiatowy, ale nie tak dusząco słodki, jak często się spotyka w perfumach zwłaszcza z różowymi butelkami. Jest po prostu... luksusowy. Nawet nie jestem w stanie oddać opisem tego, co wydobywa się  z buteleczek po otwarciu. Uwielbiam pławić się w tym luksusie, totalnie odpływam. Mój facet też uwielbia go na mnie 💖

Oceny:
Opakowanie: 10/10 - zarówno sety jak i pełwymiarówki.
Skład:             7/10 - wrażliwcy mogą czepnąć się alkoholu i składników zapachowych a weganie tego poroża - mi to absolutnie nie przeszkadza, ale bądźmy w miarę obiektywni :).
Zapach:         10000/10 - to mówi wszystko.
Cena:             no cóż, nie oszukujmy się. Trzaska po kieszeni jak jasny piorun. Ale  na szczęście ceny setów są do przełknięcia, bo zaczynają się od 5-8 dolców.

Podsumowując:
Czy warto? Omatkojedyna, Jezusienazareński, Wszyscyświęci i anielipańscy - jasne, że tak!!!!!
Uwielbiam, kocham i ubóstwiam tą serię i w zasadzie biję się z myślami, że przetrzebić swój portfel na pełnowymiarówki, czy spróbować innych serii z The Whoo. Wiem jedno: na pewno sprawię sobie serię pełnowymiarową, ale prawdopodobnie najpierw przetestuję pozostałe.

Miałyście coś już z The Whoo?


Brak komentarzy: