stycznia 30, 2017

[IT'S SKIN] Power 10 Formula PO Effector- recenzja

Czy serum może zmniejszać pory? To podobno tak, więc sprawdzam!

    Power 10 Formula PO Effector, to jeden z całej serii serów firmy IT'S SKIN - popularnego i dość taniego, koreańskiego brandu. 
 Cała seria Power 10 zawiera trzynaście różnych serów, a każde z nich jest przeznaczone do innego problemu skórnego. Żeby je łatwo odróżnić, firma postanowiła je umieścić w różnokolorowych buteleczkach.    
  Cała seria jest w ogóle dość popularna, być może ze względu na kolorystykę, która zachęca do kupna, duży też wkład w popularność ma zapewne cena. Ale czy to działa?

Ja postanowiłam wypróbować   Power 10 Formula PO Effector - serum, które ma walczyć z problemem zanieczyszczonych oraz rozszerzonych porów. 

    Dodatkowa zawartość ekstraktów z fiołka, cytrynowca chińskiego oraz pstrolistki sercolistnej ma sprawić, że serum ma działanie antybakteryjne i antyseptyczne.
     
      Kosmetyk jest opakowany w piękną, szmaragdowo-zieloną, szklaną buteleczkę, zakończoną nakrętką, z przymocowaną do niej szklaną pipetą. Buteleczka ma pojemność 30 ml.
Z tyłu buteleczki są koreańskie informacje, a z boku podziałka centymetrowa.
 

SKŁAD: Aqua, Cyclomethicone, Glycerin, Alcohol denat., Cyclopentasiloxane, Prunus Mume fruit extract, Isohexadecane, Butylene Glycol, Lactobacillus Ferment, Saccharomyces Ferment filtrate, Polymethyl Methalcrylate, Peg-11 Methyl Ether Dimethicone, Dimethicone Crosspolymer, Viola Yeodensis extract, Dipropylene Glycol, Polyacrylate-13, Ethyl Hexanediol, Polyisobutene, Ethylhexylglycerin, Hydroxyethyl Acrylate/ Sodium Acrylodimethyl Taurate Copolymer, Parfum, Houttuynia Cordata extract, Phellodendron Amurense Bark extract, Schizandra Chinensis fruit extract, Polysorbate 20, Caramel, Rhus Semialata Extract, Disodium EDTA.

 Skład nie powala. Jest kilka ekstraktów roślinnych, dużym plusem jest też zawartość produktów fermentacyjnych. Jest też kilka silikonów oraz alkohol, który robi tu za rozpuszczalnik. Zapach jest delikatny, pudrowo-kwiatowy. Ulatnia się po aplikacji. Konsystencja: dość gęsta jak na serum. Bardziej przypomina mi emulsję, do tego jest mleczno - biała. 

     Wrażenia: Po wielu pozytywnych opiniach na polskich stronach sklepów, które sprzedają kosmetyk, byłam bardzo ciekawa jego działania. Dziewczyny informowały, ze działa świetnie, bardzo oczyszcza pory i na tyle je zwęża, że znikają. Jak na to ostatnie patrzę z przymrużeniem oka ( już dawno zarówno kosmetyczka, jak i dermatolog powiedzieli mi, że jeśli ma się genetyczne skłonności, to mało prawdopodobne jest zlikwidowanie tej przypadłości), tak liczyłam na oczyszczenie i zminimalizowanie widoczności. Niestety, zawiodłam się całkowicie. 
     Serum jest na tyle gęste i skoncentrowane, że stosowałam je tylko na obszar nosa, brody, czoła w okolicy nasady nosowej i policzków, ale też w części przynosowej. W chwili aplikacji pory rzeczywiście wydają się oczyszczone i mniejsze, ale jest to wrażenie optyczne, które mija po paru minutach. Jest mało wydajne - przy użyciu przez 1,5 miesiąca poszło mi już ponad pół buteleczki, a porównuję to z poprzednim serum jakie miałam z Lioele, które co prawda miało o 10 ml większą buteleczkę, ale też było nieco rzadsze, a starczyło mi na pół roku.

      Podsumowując: Jak już pisałam wyżej, jest to jeden z nielicznych kosmetyków, o którym mogę napisać, że straciłam czas i pieniądze. Nie, nie żałuję jego kupna, bo przynajmniej go przetestowałam. Pachnie ładnie, aplikuje się nieco gorzej niż zwykłe sera, optyczne przez jakiś czas działa. Ale nie ma tego efektu "Wow", który przekonałby mnie do powtórnego zakupu. 

A może Wy używaliście i sprawdził się Wam zupełnie inaczej? Napiszcie o tym :)

Brak komentarzy: