września 05, 2016

Dermacol i MakeUp Revolution - nowości w kolorówce

    Dziś będzie nieco bardziej makijażowo, ponieważ udało mi się zrobić zakupy z Dermacolu i Makeup Revolution. Czy trafiłam na jakąś perełkę?...

DERMACOL

Firma sama w sobie w Polsce jest chyba mało znana, choć maniaczki makijażowe na pewno ją kojarzą za sprawą mocno kryjącego podkładu, którego stacjonarnie raczej nigdzie nie można niestety dostać. 
Dermacol jest firmą czeską, specjalizującą się w kosmetykach do makijażu scenicznego - co za tym idzie, są one znacznie bardziej kryjące niż zwykłe. Można powiedzieć, że to taki odpowiednik Kryolanu czy Max Factora.
Ja sama z firmą, a właściwie jej podkładem zetknęłam się kilka lat temu, trafiając na niego w jakiejś małej drogeryjce. Pani sprzedająca wybrała mi najjaśniejszy kolor i jak na tamte lata to był naprawdę jasny kolor. Ja sama używam zwykle jaśniejszych odcieni, jak to rudzielec, ale tamten podkład sprawiał, ze wyglądałam jak córka młynarza.  Oczywiście nakładałam go też za dużo, nie mając żadnej gąbki blendującej, bo o czymś takim nikt jeszcze nie myślał, a pędzle makijażowe dopiero raczkowały na rynku.
  Teraz postanowiłam zrobić drugie podejście, przy okazji zaopatrując się w kosmetyki towarzyszące i akcesoria.

         Zacznę od bazy Gold Anti-Wrinkle
Według producenta, baza jest z aktywnym złotem i algami, dzięki czemu ma wyraźnie spowolnić proces starzenia, zwiększać elastyczność skóry, rozpromieniać, oraz wypełniać i wygładzać zmarszczki.
Owo złoto widać w bazie, ponieważ przezroczysta buteleczka wcale nie ukrywa złotych drobinek. Odrobina luksusu na twarzy :)
Baza jest aksamitna w dotyku, na twarzy tworzy delikatny filtr, który wyrównuje skórę. Rzeczywiście ukrywa drobne zmarszczki, z głębszymi radzi sobie trochę gorzej. Podkład na niej wygląda całkiem nieźle i długo się utrzymuje bez żadnych poprawek. Sprawdzałam ją też z innymi podkładami - nie gryzie się z nimi, nic się nie ścina, nie roluje, baza przedłuża też trwałość. Co do tego opóźnienia starzenia może być ciężko stwierdzić, bo baza ma pojemność tylko 15 ml i dość szybkie zużycie. Kosztuje w okolicach 20-30 złotych, co nie jest wygórowaną ceną. 

Następny kosmetyk, to słynny podkład MakeUp Cover. Podkład pojemność ma niewielką, ale biorąc pod uwagę jego niesamowite krycie, nie stanowi to kłopotu. Dodatkowo użyłam też podkładu jako korektora - jednak kompletnie tego nie polecam. Sprawdza się, ale jednak jest ciężkawy i mocno kryjący, co na dłuższą metę może obciążyć delikatną skórę wokół oczu. 
Kupiłam najjaśniejszy odcień, ale tu jest mały paradoks. Jestem pewna jak amen w pacierzu, że mój poprzedni podkład robiący ze mnie topielicę, miał kolor 208. Tym razem mam jaśniejszy 207 (wtedy u nas go nie widziałam), a wydaje mi się, że jest o pół tonu za ciemny. Może to mi zmienił się kolor skóry?...
Podkład świetnie się sprawuje, długo się trzyma, wyrównuje koloryt. Raczej nie polecam rozcierania dłońmi, chyba, że naprawdę jesteście wprawione. Lepiej wykorzystać do tego celu zwilżoną gąbeczkę lub flat topa. I ostatnie czego nie polecam, to noszenie go codziennie, lepiej zachowajmy go na jakieś wyjątkowe wyjścia, do których musimy mieć idealną cerę, ponieważ podkład ma tendencje do zapychania. 
Podkład jest w miarę tani (20-27 zł) i bardzo wydajny, warto mieć go w swojej kosmetyczce.

I ostatnia rzecz to puder Fixing powder.
W pudełku kosmetyku jest cienki puszek i mini pędzel. Puszek nie na wiele się zda, chyba, że naprawdę nie mamy nic pod ręką. Pędzel jest niezły by przypudrować korektor pod oczami, albo nałożyć kosmetyk konturujący, ale po umyciu wydziela się z niego dość wyraźny zapach koziej sierści. Sam puder jest pudrem w kamieniu, transparentnym, choć ma tendencje do bielenia. 
Na początku całkiem fajnie matuje, ładnie zachowuje się na twarzy, która wygląda bardziej promiennie. Niestety po paru godzinach skóra zaczyna się świecić. Może lepiej będzie to wyglądać na cerze normalnej, ale przy mojej mieszanej niestety egzaminu na długie matowienie nie zdało.
Podsumowując, bardzo lubię się z Dermacolem, a patrząc na całkiem niezłą gamę kosmetyków kolorowych i pielęgnacyjnych, myślę, że jeszcze jakiś zakup zrobię

MAKEUP REVOLUTION

Kosmetyki MUR, zwłaszcza ich palety cieni towarzyszą mi od jakiegoś czasu. Kiedy więc zobaczyłam paletę cieni do powiek Fortune favors the Brave....No cóż, oczy mi się zaświeciły. 
Zakochałam się w niej od pierwszego zdjęcia umieszczonego na instagramie MUR.

     Ogromne lustro, niezłe napigmentowanie kolorów i spory ich wybór pozwolą nam stworzyć naprawdę ciekawe makijaże. Paletę testowałam na bazie z cienkiej warstwy podkładu Dermacolu i utrzymała się świetnie przez cały dzień. Kolory blendują się ze sobą bardzo dobrze, nie ma problemu z ich nanoszeniem i rozcieraniem, chociaż nie robiłabym tego pędzelkiem dołączonym do palety, bo nie jest nawet średnich lotów.
Kolorystycznie jest cały przekrój. Głównie są to nudziaki, ale nie brakło też intensywniejszych kolorów w postaci nasyconego fioletu, niebieskości, zieleni, czy czerni.  
    Wizualnie paleta przedstawia się naprawdę pięknie. mam nadzieę, ze będzie mi służyć dość długo, bo zamierzam wykorzystywać jej potencjał. 

To jak? Mieliście coś z powyższych kosmetyków? A może będziecie mieć? Co o nich sądzicie?

Brak komentarzy: