kwietnia 06, 2020

Recenzje koreańskich kosmetyków od początku. Cz - 1. Przegląd 2016/2017

    Ostatnio na 👉IG Glam Girl trafiłam na całkiem ciekawy wpis, w którym Aneta wspominała, że odświeża swoje stare wpisy. Ja nic takiego nie planuję, ale w ciągu tych paru lat przewinęło się u mnie wiele kosmetyków, które wiem, że chciałam kupić ponownie, ale było tego tyle do sprawdzenia, że zapominałam o nich po jakimś czasie. Dlatego postanowiłam je zebrać w jednym miejscu - i też trochę spojrzeć na nie nowymi oczyma. Czy będę je równie dobrze wspominać, mając znacznie większą wiedzę i doświadczenie, niż w czasach, gdy dopiero zaczynałam interesować się koreańską pielęgnacją skóry? 
Sprawdźmy to!

Pod nazwą każdego kosmetyku (oprócz pomidorka) macie linki do artykułów recenzujących, więc jeśli interesują Was bardziej i chcecie się dowiedzieć o nich więcej niż te parę podsumowujących słów - zapraszam pod linki.

  Jednym z pierwszych kosmetyków z dalekiej Azji, jaki wspomniałam na blogu był Tomatox Massage Magic Pack  TONY MOLY. Boże, jak ja uwielbiałam pomidorka! Maska jest spakowana w urocze opakowanie, wyglądające jak pomidor. Zawsze wydawało mi się, że jest na bazie kwasów owocowych, ale okazuje się, że nie. Ma sporo ekstraktów roślinnych, puder koralowy i perłowy. Jest gęsta, ładnie pachnie i w sumie bardzo lubiłam jej działanie oczyszczające i rozjaśniające. Dla cer mieszanych i tłustych - świetna. Dla wrażliwych może być trochę za mocna. Ale z chęcią do niej wrócę. 


Kolejne, o których 👉pisałam to INNISFREE Apple Juicy Cleansing Oil (teraz już z nową nazwą) i HOLIKA HOLIKA Aloe Facial Cleansing Foam. Pierwszy kosmetyk to olejek myjący. Po pewnym czasie do niego wróciłam i 👉tu kolejna recenzja, oraz porównanie starej i nowej wersji, ale jest naprawdę dobry. Ładnie emulguje z wodą, zabierając cały makijaż, nie zostawia tłustej powłoki, nie ma parafiny w składzie, pachnie zielonym jabłuszkiem i zostawia lekko nawilżoną skórę.
Pianka od HH miała piękny, świeży, ogórkowo - aloesowy zapach, czyściła twarz, choć pamiętam, że skóra po umyciu była leciutko napięta. Co ciekawe - nie zawiera SLS, ani SLeS, jej głównym składnikiem myjącym jest łagodny Cocamidopropyl Betaine. Ach, no i to opakowanie...Z chęcią wrócę. 

















 👉HOLIKA HOLIKA Black Snail Travel Kit to był zestaw, który dostałam w boxie ze sklepu My Asia. I nie zrobił na mnie wrażenia szczególnie dużego, ale może ktoś zechce o nim poczytać, w takim razie odsyłam do artykułu. Ja do niego nie wracam.

👉MIZON Collagen Power Firming Eye Cream. W zasadzie bardzo dobrze go wspominam, pamiętam, że optycznie naprawdę ładnie spłycał zmarszczki i nie należał do najdroższych. Można by jeszcze raz z nim spróbować...
 


















  

👉ETUDE HOUSE Wonder Pore Tightening Essence. Jakie ja miałam oczekiwania co do niej... Naprawdę marzyłam, że zmniejszy mi pory. Nic z tego. Esencja miała dość silne działanie ściągające, ale z tego, co pamiętam przy końcowym etapie przesuszyła mi skórę. Bez nawilżaczy nie pójdzie. Dla cer tłustych będzie w porządku, ja jednak do niej na pewno nie wrócę. 

I przeskakujemy do 2017 roku. A na początek...
👉LIOELE - Super Moisture Hyaluronic Acid Dr. Ampoule. Ej, kurka, zapomniałam o nim, a naprawdę bardzo go lubiłam! Wydajny, ładnie nawilżał, nieźle się wchłaniał...Wiem, że teraz zmienił opakowanie. Chyba muszę go poszukać. 

 
















👉IT'S SKIN Power 10 Formula PO Effector. Nie zapisał się najlepiej w mojej pamięci, bo właściwie nie robił nic. Do tego używałam go zaraz po Lioele i zaskoczyło mnie tempo w jakim to serum się zużywało. W ogóle jakoś nie jestem przekonana do serii tych serów z It's Skin. Nie chciałabym go ponownie u siebie. 

👉LIOELE Water Drop Sleeping Pack. Całkiem ciekawy kosmetyk, który lubiłam nakładać na twarz. Lekka konsystencja na skórze zamieniała się w wodę, niesamowite uczucie. Teraz nie mogę jej znaleźć w żadnym sklepie. Ale też wydaje mi się, że moja skóra wymaga większego nawilżenia. Nie wrócę do niej, ale jeśli ktoś ją znajdzie  - warto wypróbować. 

👉MISSHA Deep Clear Cleansing Balm. O mój ty świecie, jak ja nie znosiłam tego kosmetyku! Dostałam go do testów i dzięki niemu skutecznie zniechęciłam się zarówno do firmy, jak i do olejków myjących w formie balsamu. Z biegiem czasu myślę, że sporym winowajcą była parafina (jeszcze wtedy nie wiedziałam za bardzo, że moja skóra jej nie toleruje), ale mimo wszystko ten olejek nie domywał dobrze skóry, więc na pewno do niego nie wrócę. 
 
















👉IT'S SKIN  - 5 Flower Cleansing Foam. Pianka do mycia twarzy, która dała mi trochę do wiwatu. Pamiętam, że zamawiałam inną wersję, chyba 5 Owoców, ale dostałam tą. Pianka zostawiała uczucie skrzypiącej skóry, którego to uczucia bardzo nie lubię, i ją przesuszała ( a w opisie, że nawilżająca...). Wydajna, pachnąca...Ale to wszystko. Raczej by się nadała do skóry tłustej. 

👉NEOGEN Code 9 Black Volume Cream. Krem o ciekawej, żelowej konsystencji, czarnym kolorze i piekielnie długim składzie, w 95% złożonym z ekstraktów. Na początku się polubiliśmy, ale jakoś tak w 2/3 drogi coś przestało mi w nim pasować. Czy zgęstniał, czy ja za długo go używałam - zaczął się lepić i zapychać mi nieco skórę. Nie chciałbym go ponownie.
 










👉INNISFREE Tangerine Vita C Skin. A ten toner pokochałam i wróciłam do niego po raz kolejny. Cudownie lekki, odświeżający, o genialnym zapachu mandarynek. Na słoneczne dni w sam raz. Może jeszcze wrócę...

👉NEOGEN Canadian Clay Pore Cleanser. Genialna maska/pianka na bazie glinki i dziesiątek ekstraktów. Skład bardzo długi, konsystencja musu, świeży zapach i super oczyszczenie. Można było ją stosować w formie pianki oczyszczającej lub maski. Właściwie to zatęskniłam za nią. 

 


👉MEISHOKU DetClear  Fruit Enzyme Wash Off Powder. A to była pierwsza styczność z pudrem myjącym i kosmetykiem z Japonii. Ciekawa konsystencja, oczyszczanie na bazie kwasów owocowych, bardzo wydajny...Pamiętam, że jedyne co, to drażnił mnie zapach. Szkoda, ale przez to do kosmetyku nie wrócę.





 
👉HOPE GIRL Honey Bee Venom Multi Solution Cream. Krem dostałam do testów od sklepu Jolse. Pamiętam, że był w porządku, ale nie pozostawił trwałego śladu w mojej pamięci, co oznacza, że chyba nie muszę o nim myśleć w kategorii zakupowej.
 


















👉NATURE REPUBLIC Snail Solution Skin Booster. Bardzo ładne opakowanie. Po latach, analizując skład stwierdzam, że szału to tam nie ma. Ale jak ktoś chce, może o nim poczytać, link pod nazwą.

  👉TROIAREUKE Acsen A+ Cushion. Kosmetyk dostałam znów od Jolse do recenzji. Jak ja żałowałam, że najjaśniejszy dostępny odcień i tak jest dla mnie za ciemny...Chyba w końcu go komuś oddałam. Ale bardzo żałuję koloru, bo sam cushion sprawdzał się świetnie i chętnie bym go kupiła, gdyby tylko był jaśniejszy. 
 













👉THE HISTORY OF WHOO Gong Jin Hyang Teraz się rozmarzyłam. Jak sobie przypominam, jak one pięknie i luksusowo pachną...I jak są piekielnie drogie...Ja akurat trafiłam na jakiś travel kit, ale z chęcią dorwałabym pełnowymiarówki. Ale nie za cenę 100 $ za krem lub ponad 250 za krem pod oczy, no bez przesady. Za to z chęcią kupię kolejne travel sety. 

👉BENTON Snail Bee High Content Essence. Pierwsze opakowanie bardzo mi przypadło do gustu. Przy drugim jakoś emocje opadły. 

   















 
👉COSRX Low pH Good Morning Gel Cleanser. Uwielbiam ten żel do mycia twarzy. Po prawdzie jest to jeden z  kosmetyków, o którym zawsze pamiętam i z chęcią go polecam.

No i na tym chwilowo kończymy spis treści.
Jak Wam się podoba tego typu post? Znaleźliście coś, o czym chcieliście poczytać, ale przegapiliście w odmętach bloga? Podzielcie się w komentarzach!

PS: Niedługo post zbiorczy z kolejnymi latami.



4 komentarze:

  1. Jeśli chodzi o sera z tej serii z It's Skin to miałam dwa różne i zdecydowanie polecam to z lukrecją. Rzeczywiście działa ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Źle się zaczęła moja przygoda z tymi serami...(serum? - dziwacznie brzmi tamta odmiana). Może kiedyś się przyjrzę, ale szczerze rzecz biorąc mam już inne na oku :) Ale dzięki za polecenie

      Usuń
  2. Właśnie to jest fajne - patrząc na stare posty idzie sobie przypomnieć tyle fajnych rzeczy, które zginęły w odmętach nowości. Trochę inaczej jest z kolorówką. O kilku kosmetykach zmieniłam zdanie pod wpływem doświadczenia w pracy z innymi formułami i nabytych nowych umiejętności ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się po całości. Zresztą odnośnie kolorówki też mam planowany wpis, zwłaszcza po tym, jak zobaczyłam swoje pierwsze wpisy. :)

      Usuń