stycznia 05, 2019

#nomakenolife - japoński beautybox - edycja styczeń '19

Było już o pudełku wrześniowym, październikowym, listopadowym, to czas na styczeń....
Zaraz, zaraz, a gdzie grudzień, zapytacie? W zasadzie też chciałabym to wiedzieć, bo dostałam maila, że pudełko zostało wysłane i niestety wszelki słuch po nim zaginął. Smutno mi trochę, bo był w nim eyeliner z Dolly Wink, na który bardzo czekałam, mgiełka o zapachu wiśni a także masażerki do twarzy w kształcie kocich łapek. Smuteczek ogromny 😿 A skoro dotarło styczniowe pudełko, to znaczy, że mogę zacząć poszukiwania grudniowego (do tej pory tego nie robiłam, bo zwykle się do mnie spóźniały, a pomyślałam, że skoro święta, to może będzie na początku stycznia...).



Tyle słowem wstępu. 
O idei No make no life pisałam w poprzednich postach, ale w skrócie jest to pudełko zawierające pięć kosmetyków i/lub akcesoriów z Kraju Kwitnącej Wiśni, co miesiąc przesyłane do Waszego domu wprost z Tokio. 
Jednak z nowym rokiem ekipa #nmnl postanowiła nieco się zmienić i odświeżyć formułę oraz zaprosić do współpracy koreańskie marki.
 Najważniejsze różnice to:
 - opakowanie. Większe pudełko, zmieniona kolorystyka, inaczej pakowane wewnątrz.
 - ilość produktów. Do tej pory było pięć, obecnie jest osiem - dziewięć. Może to być coś z kolorówki, pielęgnacji, ciała, twarzy lub włosów, akcesoria i maski. Zawsze produkty są pełnowymiarowe.
 - nowe firmy. Do tej pory można było się spodziewać czegoś tylko z japońskich m.in. Dolly Wink, Noyl, IDA Laboratories, C-Tive, DHC, Canmake. Teraz doszły koreańskie: Etude House, Tony Moly, Innisfree, Missha...A i tak wymieniam tylko te, podane na stronie. Pewnie będzie ich więcej, bo i ja dostałam z japońskich firmy, które nie były wymienione na stronie. 
- cena. Przy comiesięcznej opłacie cena wzrosła o ok. 5$. Wcześniej pudełko kosztowało 29,99$ teraz 35$. Oczywiście przesyłka jest darmowa. Minusem niestety jest brak trackingu, co przy braku wiadomości o grudniowym pudełku szczególnie mnie boli. 

Przypominam, że nadal z linkiem http://fbuy.me/j_dUR dostajecie 5$ zniżki na pierwszy box. Do tego na każdym boksie jest kod, który wprowadza się do systemu. Przy szóstym dostaje się 10% zniżki na zawsze na pudełka, przy dwunastym 15%. W międzyczasie są punkty na zakupy w sklepie #nmnl.

No dobra, to zaglądamy do środka styczniowego pudełka, a w nim od razu dla wygody podzielę sobie dobra w nim przybyłe na część japońską i koreańską. 

Japońskie:
1. MELLIESH Denkyu Lip Tint Nr.2 "Healthy Red". 
Uroczy tint na bazie olejowej w opakowaniu w kształcie żarówki. Już testowałam, kolor jest czerwony, ale idący w stronę pomarańczu. Nie wżera się mocno w usta, bardziej wygląda jak barwiący delikatnie błyszczyk.
2. KUMANO COSMETICS Soy Milk Extract Facial Foam.
Z tego jestem wybitnie zadowolona - na razie. Zobaczymy jak będzie działało, choć chyba nieprędko to sprawdzę, bo Innisfree już czeka...Ale na pierwszy rzut zmysłów pianka ma bardzo przyjemny, kwiatowy zapach, jest konsystencji gęstego kremu, więc sądzę, że będzie bardzo wydajna, a samo opakowanie ma 200 ml. Ogromniaste. 😻
3. Trzy małe gąbeczki do makijażu w kształcie klinów, a według informacji świetnie też nadadzą się do demakijażu oczu. Muszę koniecznie wypróbować, być może zastąpią płatki kosmetyczne.
4. FLORENCE SOAP Floral bouquet. 
Chyba najmniej dla mnie przydatna rzecz, bo mydeł w kostce po prostu nie lubię, a to ma jeszcze dodatkowo różany, babciny zapach. Ale zostawię je sobie, bo opakowane jest po prostu ślicznie. Te japońskie pierdółki mają cudowne opakowania. Pamiętacie makaronik kąpielowy z listopadowego pudełka? Do tej pory go nie użyłam, bo mi szkoda zniszczyć opakowanie...

Koreańskie:
1. MISSHA 3D Mascara. 
Dla moich czytelników nie powinno być tajemnicą, że z Misshą po prostu się nie lubię. Ale pielęgnacja to nie kolorówka, może chociaż tu firma się odkupi w moim mózgu...
2. ETUDE HOUSE My Beauty Tool Etti Shower Ball
Czyż ta siateczka kąpielowa z kocim łepkiem nie jest słodka?
3. TONY MOLY Kiss Kiss Lovely Lip Patch
Maseczka do ust Tony Moly. Nie oczekuję od niej wiele, zresztą nigdy też nie miałam żadnej maski do ust tego typu, ale o tej akurat czytałam pozytywne opinie. Zobaczymy.
4. KOCOSTAR Slice Mask Sheet Banana.
Pierwsze słyszę o tej firmie, nawet nie wiem, co to. Ale w Korei firmy kosmetyczne wyrastają jak grzyby po deszczu, wystarczy tydzień Navera nie odwiedzać i człowiek już ma tyły w informacjach...
Ta maska jest chyba dwuczęściowa, bo jest info o dwóch płachtach w opakowaniu, miło by też było, gdyby Japończycy nie zaklejali swoim pismem anglojęzycznego składu, ale cóż...Na pewno widzę proteiny sojowe, mleczne, owsiane i ekstrakt z anyżku, reszta niestety ukryta jest pod naklejką, której zerwać nie idzie. 

Tak właśnie przedstawia się zawartość styczniowego pudełka No Make No Life - pierwszego po dość sporych zmianach. Muszę przyznać, że w mojej opinii są to zmiany na bardzo duży plus. A Wam jak się wydaje?

Brak komentarzy: