lipca 08, 2018
One milion i Mint chocolate - subiektywnie o paletkach MUR
Dziś będzie trochę kolorówki. Nieczęsto o niej piszę, ale też nie jestem zwolenniczką kupowania jej w wielkiej ilości (choć miało się taki czas :)). Jakoś tak zawsze wychodzi, że na jeden zakup kolorowego kosmetyku, przypada koło pięciu - ośmiu kosmetyków pielęgnacyjnych u mnie.
Testuję przeróżne firmy, jednak mam taką jedną, która towarzyszy mi od lat, jeszcze z czasów, gdy nikt nie słyszał o tym, że będzie dostępna w drogeriach stacjonarnych, i pewnie nawet nie było to w planach tych drogerii.
Testuję przeróżne firmy, jednak mam taką jedną, która towarzyszy mi od lat, jeszcze z czasów, gdy nikt nie słyszał o tym, że będzie dostępna w drogeriach stacjonarnych, i pewnie nawet nie było to w planach tych drogerii.
Pamiętam, że kiedy odwiedzałam wtedy namiętnie stronę Kosmetyki z Ameryki (do tej pory wolę kupić kolorówkę tam niż stacjonarnie, bo finansowo jest znacznie przyjemniejsze dla portfela), to MUR mnie po prostu urzekło. Te paletki z ilością kolorów za grosze...A czekoladki? O matko, jakie piękne. No, musiałam mieć.
Pierwszą wybraną przeze mnie jest Mint Chocolate.
Paleta, jak cała reszta czekoladek jest zrobiona z dość twardego plastiku, z wytłoczonym motywem czekolady, w kolorze czekoladowo - miętowym (choć mi bardziej pistację przypomina).
Nazwy cieni są umieszczone na folii, którą chyba już gdzieś posiałam, więc nie mam bladego pojęcia, jak się nazywają poszczególne kolory. Nadal jest w środku miejsce na pędzelek, który nie jest szaleńczo genialny, ale nawet czasem mi się przydaje. Lusterko to mistrzostwo świata - na wyjazdach niezastąpione, zajmujące całą wewnętrzną ściankę.
Kolejną do opisu jest One Million, paleta, którą w ramach promocji MUR nabyłam za grosz (warunkiem były zakupy kosmetyków marki przekraczające 50 zł). Powiem Wam, że oczy mi się do
niej od razu zaświeciły. Piękna kasetka w kolorze różowego złota, dość solidna w wadze, mimo iż wykonana z plastiku. Ozdobny napis trochę się ściera po jakimś czasie, ale nie ujmuje jej to charakteru. W środku lusterko, biegnące po całą powierzchnią wieczka - nie zniekształca, jest idealne. Producent zrezygnował tu z pędzelka i jest to na plus, myślę, że byłby to niepotrzebny gadżet. Kolorystycznie paleta jest raczej jako dodatek, nie do samodzielnego makijażu - brakuje w niej cienia bazowego, ale też przydałby się kończący, intensywnie ciemny, by uznać ją za takową. Mimo to kolorystyka w żaden sposób nie ujmuje jej piękna. Barwy są pięknie nasycone, ciepłe. Większość cieni jest błyszcząca, na osiem kolorów są trzy matowe. Zaczynamy od Paradoksem jest to, że cienie odbite w lustrze paletki kolorystycznie są bliższe rzeczywistości :) |
Czy polecam? Oczywiście i to obie. Praca z nimi to sama przyjemność, ich jakość i cena przyjemnie ze sobą współgrają. Mało tego bardzo często okazują się świetnym zamiennikiem droższych palet, więc jeśli macie ochotę zacząć przygodę z makijażem a martwi was fakt, że dobre palety sa drogie...Cóż, to jest alternatywa. Uważam, że paletki MUR są tymi, od których powinno się zaczynać naukę makijażu. A potem z nimi po prostu zostać na wieczność :)
Te palety cieszą się taką sławą, że można je kupić chyba w każdym sklepie internetowym z kosmetykami, są tanie i dobre, więc się nie dziwię. Ostatnio też się na nią skusiłam, kupiłam tutaj.
OdpowiedzUsuń